środa, 6 lutego 2013

Dyskusja wokół DZIECKO WYMUSZA (4)

Pod moim wpisem zatytułowanym Dziecko wymusza pojawiło się kilka niezwykle ważnych komentarzy. Zgodnie z zapowiedzią dzisiaj dalszy ciąg komentarzy do tych komentarzy :-)

image

Witam Pani Agnieszko,

Dziękuję za komentarz, chociaż przyznaję, że nie rozumiem jego intencji. Która odpowiedź będzie dobra: tak, nie? Czy jako psycholog mogę nie rozumieć znaczenia potrzeb (w tym bezpiecznej więzi) dla rozwoju osobowości, poczucia wartości i samooceny dziecka. Na co dzień pracuję z osobami, których te potrzeby były i są deprywowane, więc (sądząc po rezultatach) odpowiadam – TAK, słyszałam i mam też przekonanie, że ją rozumiem.

Zapraszam Panią do przeczytania moich komentarzy do wpisów Pani Moniki, Matrioszki i eMMai. Myślę, że zawierają rzetelne wyjaśnienie mojego stanowiska w kwestiach realizacji potrzeb i warunkowania.

Jeśli natomiast chodzi o różne teorie wychowania, które znamy, akceptujemy, propagujemy stosujemy, to sądzę, że warto zachować do nich dystans połączony z otwartością na inne koncepcje. Z moje wieloletniego doświadczenia wynika, że nie istnieje teoria uniwersalna.

Mój mąż zapytał mnie kilka dni temu, czy słyszałam o teorii (sic!), że to geny decydują, jakim się jest człowiekiem, że w świetle wieloletnich badań rodzice nie mają wpływu na wychowanie dziecka, a jeśli już to jest on znikomy (dla zainteresowanych wstęp do tej tematyki można znaleźć tutaj)? Z przekornym uśmiechem zacytował mi takie fragmenty:

W sumie trzy prawa genetyki zachowania mówią, że za 50 proc. cech behawioralnych człowieka odpowiadają geny, za kolejne 50 proc. środowisko swoiste, natomiast wpływ rodziny jest zerowy, a w najlepszym wypadku wynosi 10 proc., które „wyrywa” genom.

Albo

…socjalizacja – czyli nabywanie umiejętności niezbędnych do życia w społeczeństwie i przyswajanie społecznych norm – nie jest czymś, co dorośli robią dzieciom, tylko czymś, co dzieci robią same sobie. Do takiego wniosku doszła Judith Rich Harris. Uważa ona, najkrócej rzecz ujmując, że rodzice są zbędni, ponieważ to nie oni wychowują dzieci.
Dzieci wychowują się same, uczestnicząc w rówieśniczych rozgrywkach, a jedyne, co rodzice mogą uczynić dla rozwoju swoich pociech, to wnieść do ich bagażu genetycznego jak najlepszą pulę genów i dbać, by przeżyły w dobrym zdrowiu.

Co miałam odpowiedzieć mężowi? Co Pani zrobiłaby na moim miejscu? Powiedzieć mu, że to głupoty, tylko dlatego że całkowicie zaprzecza to teorii, w którą MY święcie wierzymy. Tyle tylko, że w tym momencie żegnamy się z rozumem, a witamy z emocjami. Wiara nie ma bowiem nic wspólnego z nauką. Nie ma też sensu dalsze przekonywanie się, bo zaczyna to przypominać „nawracanie” na swoją religię.

Dziękuję za komentarz i proszę o kolejne.

Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz