czwartek, 25 kwietnia 2013

Nieoszlifowane diamenciki

Kontynuując poprzedni wpis, przejdę teraz do przybliżenia Wam rodzajów uzdolnień dziecka i ukierunkuję Waszą obserwację.

Humaniści

LINGWISTA
To urodzony opowiadacz, który wyjaśnia reguły, schematy, analizuje. Potrafi z łatwością przelewać swoje myśli na papier (dzisiaj raczej powiemy na ekran) lub opowiadać. Mówi z przekonaniem i wtedy skupia uwagę otoczenia na sobie, bo mówi ciekawie. Ma bardzo dobrą pamięć.

PISARZ
To doskonały obserwator życia, wnikliwy analityk ludzkich postaw i charakterów; oczywiście w wydaniu dziecięcym. Potrafi zwrócić uwagę na szczegóły, których nikt inny nie zauważy. Lubi okazywać swoją odmienność od otoczenia, swój punkt widzenia. Ma dużą ciekawość świata. Zwykle chętnie pisze wypracowania w szkole, to mu sprawia dużą radość; chętnie i dużo czyta. Ma fantazję. Ma łatwość pisania, lubi tworzyć wymyślone historie, np. spontanicznie pisze pamiętnik, wymyśla swoje wersje wydarzeń, tworzy opowiadania.

Artyści

MUZYK - gdy słyszy muzykę, zaciekawia się, staje się spokojniejszy. Potrafi wybrać rodzaj muzyki, jaki mu odpowiada już jako małe dziecko. Ma wrażliwość na muzykę, wykazuje nią zainteresowanie, widać po nim, że ją przeżywa. Ma poczucie rytmu, lubi śpiewać i jeśli nie jest nieśmiały, nie wstydzi się tego robić w obecności obserwatorów. Nawet występy publiczne nakręcają go pozytywnie. Chce się uczyć grać i nie poddaje się, gdy mu coś nie wychodzi. Jest dokładny w tym, co robi. Ma pamięć muzyczną, czyli łatwo powtarza usłyszaną melodie, zachowuje rytm i szybko uczy się słów piosenek.

TANCERZ
Ma zamiłowanie do ruchu, spontanicznie wyraża swoje emocje tańcem. Lubi sport i wysiłek fizyczny. Zwykle to dziecko ruchliwe, które chętnie rozładowuje swoją energie poprzez ruch. Ma poczucie rytmu i łatwość odtwarzania i zapamiętywania na przykład obserwowanych w TV ruchów innych tancerzy. Jest elastyczny w ruchach, miękki, płynny. Kiedy tańczy, jest zadowolony, radosny, śmieje się. Potrafi wczuwać się w ruch, który odtwarza pokazując emocje i nadawać im wyraz, np. takie jak radość, smutek, rozpacz, strach, złość. Lubi popisywać się w tańcu i to go inspiruje do dalszych kroków, lubi rywalizację. Jest wrażliwy, ale mimo to silny i konsekwentny. Jest pracowity i dokładny.

MALARZ, RZEŹBIARZ
Bardzo lubi rysować, nie tylko konkretne przedmioty czy obiekty, ale też różnego rodzaju abstrakcje. Lubi lepić z plasteliny, malować farbami, budować z piasku, a nawet bawić się błotem, liśćmi w parku, patykami, z których będzie coś budować. Będzie wrażliwy na przyrodę. Zainteresuje się na przykład kamieniami, ich kształtem, formą czy kolorem. Będzie budować z klocków przeróżne budowle, coraz inne, nie tylko te z instrukcji. Zajmie się czymkolwiek, co wpadnie mu w  ręce i będzie nadawał temu nową formę, tworzył coś innego. Chętnie będzie kolorował książeczki, malował rysunki, przykładał się do szlaczków bardziej niż napisanej wcześniej treści. Będzie chętnie coś oglądał, np. krajobrazy, albumy ze zdjęciami, malarstwem itp. Jest wrażliwy na otoczenie, przedmioty w domu ich kolorystykę. Podoba mu się robienie zdjęć w różnych wersjach tego samego obiektu obserwacji. Jest cierpliwy w tym, co robi, pochłonięty pracą.

ARCHITEKT
Połączenie cech malarza i rzeźbiarza oraz zdolności matematycznych. Jest pracowity i konsekwentny. Wie, czego chce i jaką ma wizję. Kończy to, co zaczyna, dokładny szczegółach, w pracy, odrabianiu lekcji i uporządkowany.

AKTOR
Lubi się popisywać, ma poczucie rytmu, głos mocny (u starszych dzieci po modulacji o ciekawej barwie i dobrej dykcji) i potrzebę eksponowania się, koncentracji na sobie uwagi otoczenia. Łączy więc talent muzyka z chęcią występowania. Kiedy się popisuje, nie czuje tremy, wręcz go to inspiruje do prezentacji kolejnej piosenki czy wierszyka, dowcipu… Ma bardzo dobrą pamięć, kreatywność i poczucie humoru. Lubi wcielać się w bohaterów swoich bajek, odgrywać role, parodiować, naśladować, bawić się w teatrzyki z kolegami.  Zero napięcia kiedy bryluje wśród kolegów na przykład opowiadając im historię z wakacji bardzo barwnie i niekoniecznie zgodnie z prawdą. Lubi uczyć się wierszy na pamięć i recytować je w różnej formie, np. bawić się udając raz żartownisia, a raz smutasa albo naśladując czyjąś interpretację. Łatwo nawiązuje relacje z dziećmi w przysłowiowej piaskownicy. Lubi opowiadać swoje przeżycia, chodzić na filmy i komentować to, co mu się podobało lub nie. Jest przy tym wszystkim dobrym obserwatorem, dzieckiem wrażliwym, ale mającym silną, barwną osobowość, które nie zraża się byle niepowodzeniem.

Umysły ścisłe

MATEMATYK
Umysł precyzyjny, systematyczny i dokładny. Koncentruje się rozwiązaniach, poszukiwaniach, kiedy nie potrafi czegoś zrozumieć. Ma w sobie ciekawość, jak coś rozwiązać. Lubi zagadki matematyczne, rebusy, grać w gry wymagające logicznego myślenia (karty, warcaby itp). Często się zastanawia, w jaki inny sposób można rozwiązać już rozwiązany problem. To umysł logiczny i uporządkowany, choć potrafi zatracić się w niekończących się rozważaniach. To dziecko ciekawe i ciągle pytające dlaczego (częściej niż inne), ale nie po to, aby zapytać (co jest typowe dla wieku pytań) tylko po to, aby usłyszeć odpowiedź. Szybko uczy się liczyć, łatwo pojmuje, co z czego wynika, lubi zajmować się liczbami i dokonywać działań matematycznych. Męczy go nierozwiązane zadanie, nie dlatego, że nie odrobił lekcji, tylko z ciekawości, jak to można rozwiązać lub jak to można zrobić w inny sposób.

MENEDŻER
Te zdolności łatwiej można obserwować w późniejszym wieku dziecka, np. powyżej 10 lat, kiedy zauważymy, że łączy cechy matematyka, pisarza, wizjonera o zdolnościach analitycznych, ale też umie przewidzieć konsekwencje. Występują oczywiście wcześniej zwłaszcza w relacji z innymi dziećmi w zabawie, ponieważ to dziecko o wyraźnych cechach przywódcy. Lubi więc przewodzić, skupiać na sobie uwagę otoczenia, ale również chętnie organizuje zabawę o charakterze zarządzania innymi. Potrafi wymyślić cel zabawy, podzielić role, wybrać i zorganizować plac zabaw oraz wymyślić potrzebne rekwizyty. Umie przygotować lub zaadoptować przedmioty do celów zabawowych. Potrafi też budować relacje z rówieśnikami, pochwalić, ocenić, powiedzieć co mu się podobało. Lubi dyskutować, zabierać głos, zajmować stanowisko. To bez wątpienia silna osobowość, dziecko realizujące się w zabawie, kreatywne i pomysłowe. Woli rządzić niż być wykonawcą pomysłów innych. Lubi rywalizację i nie zraża się w sytuacji, gdy coś mu się nie uda.
cdn.
Zapraszam do poznania naszej oferty warsztatów dla rodziców.
Jeżeli potrzebujesz indywidualnej konsultacji, skontaktuj się ze mną e-mailowo.

piątek, 12 kwietnia 2013

Uczmy się swojego dziecka

Jako rodzic masz prawo, a także obowiązek zarządzać zasobami swojego dziecka. Spoczywa na Tobie obowiązek je rozpoznać, ukierunkować i rozwijać, aby umożliwić dziecku start w dorosłe życie. Wczesne rozpoznanie potencjału dziecka pozwoli na spokojny i harmonijny rozwój jego talentu oraz ustrzeże przed nerwową decyzją wyboru kierunku studiów czy zawodu.

Dlatego pomogę Wam ukierunkować swoje działania. Chcę dostarczyć Wam wiedzy do oceny potencjału swojego dziecka. Zróbcie to z należytą starannością i zaangażowaniem, mając świadomość, że decydujecie o losach swojego potomka.

Zwykle dziecko zdradza uzdolnienia w jakimś określonym kierunku. Dzieci wszechstronnie utalentowanych jest niezwykle mało. Natomiast trudno mi uwierzyć, że są dzieci kompletnie go pozbawione. Sądzę raczej, że nie został on odkryty. Od tego, czy potencjał dziecka zostanie zauważony przez rodziców, właściwie ukierunkowany i rozwinięty może zależeć przyszły zawód, sukces, kariera dziecka...  Konieczna jest więc uważna obserwacja predyspozycji dziecka wsparta, być może również, diagnozą specjalisty.

Oczywiście to, co przedstawię to model idealny, jednostronnie ukierunkowany w opisywanych typach uzdolnień. Dziecko może zdradzać talent niekoniecznie w tak „czystej”, typowej postaci, jak w opisie. Wiele z tych cech można doskonalić dzięki rodzicielskim strategiom wychowania. Trzeba mieć jednak świadomość potencjału dziecka i narzędzia wychowawcze, które będą wspierać jego potrzeby. Nieumiejętne postępowanie może zniechęcić dziecko do rozwijania swojego talentu i mając nawet dobre intencje  "wylejemy dziecko z kąpielą"… Użytecznymi narzędziami może być system motywowania oparty na meta programach dziecka, który opisywałam w artykule o motywowaniu. Ważna i użyteczna będzie wiedza o systemie kar i nagród, aby nie demotywować dziecka poprzez niewłaściwe nagrody albo nie zniechęcać stosując nieświadomie kary. Presja, karanie, wymuszanie, ograniczanie przyjemności, albo odwrotnie nadmierna uległość, brak systematyczności, uleganie nastrojom… może destruktywnie działać na motywowanie dziecka, zniechęcać je do systematycznej pracy, być źródłem porażek, jeśli dziecko dostanie system wymagań przekraczających jego możliwości.

W procesie wychowania czyha na rodziców cała masa pułapek, jeśli proces wychowanie nie jest świadomie, zarządzany przez rodziców. Nie bez przyczyny nazwa tego bloga brzmi : ZAWÓD RODZICE, choć nie ma szkoły, która do tego zawodu mogłaby ich przygotować. Niestety, rodzice skazani są na samodzielne poszukiwanie narzędzi wychowania, budowanie świadomości i konsekwencji własnych oddziaływań i wpływu, jaki mają na dzieci. Często brakuje im krytycyzmu w budowaniu swojej roli, odpowiedzialności i świadomości powielania błędów wyniesionych z własnych domów rodzinnych. Konsekwencje tych błędów ponoszą dzieci, które zamiast ścieżką rozwoju, często podążają ścieżką niepowodzeń. Sama jestem mamą i wiem, że mimo swoich kompetencji nie jestem pozbawiona ryzyka popełnienia błędów wychowawczych. Podejrzewam, że wychowanie dziecka bez popełnienia błędów, jest tak samo nierealne jak uczenie się bez otrzymania „pały”. Tym bardziej że błąd uruchamia krytycyzm i zmusza uważnych rodziców do analizy i zmiany strategii działania. Może być więc kreatywnym elementem w procesie wychowania. Jednak brak świadomości popełnianych błędów to już dużo poważniejszy problem, gdyż konsekwencje tej niewiedzy nie powodują zmiany postępowania. Błędy są powielane wpływając trwale na postawę i zachowanie dziecka. Nawarstwiają się niewłaściwe przekonania, nieadekwatna samoocena i poczucie wartości, utrwalają się złe nawyki w psychice młodego człowieka. Trudno oceniać rodziców za brak tej kompetencji, gdyż samodoskonalenie w obszarze wychowania nie jest obowiązkowe. Jest natomiast coś, co nazwałabym odpowiedzialnością rodzicielską za to, jak dziecko wychowujemy, jak świadomie zaspokajamy jego podstawowe potrzeby, jak je traktujemy i, co najważniejsze, czy je KOCHAMY. Nie trzeba kończyć wielu uniwersytetów, aby domyślić się, że dziecko niekochane nie ma poczucia bezpieczeństwa. Ta niezaspokojona potrzeba wpływa na całokształt oddziaływań, gdyż tworzy bazę jego poczucia wartości. Kształtuje samoocenę na całe życie powodując, że przyszłość dziecka jest w rękach rodziców. Dlatego z wielkim bólem stwierdzam, że jako terapeuta rodzinny często odbijam się jak od "ściany nieświadomości" rodziców i ich braku odpowiedzialności za wychowanie swoich dzieci. 

Niestety, często mam także do czynienia z dziećmi, które były niekochane, niechciane i krzywdzone przez swoich rodziców. Zastanawiam się więc, po co są powoływane do życia? Odpowiedź jest niestety prosta: to pomyłki i wpadki rodziców, za które płacą dzieci. Ja jestem ze starej szkoły i moją wartością jest odpowiedzialność. Nie rozumiem więc, dlaczego błąd na początku życia dziecka generuje kolejne. Dlaczego generuje brak odpowiedzialności za jego losy, zwalnia rodziców z myślenia o konsekwencjach swoich wyborów, kreuje koło patologii. Niekochane dzieci wychowywane bez miłości nie potrafią kochać i uczyć tego swoich dzieci (bardziej lub mniej świadomie), nawet wtedy, gdyby bardzo tego chcą. Najczęściej nie mają wzorców, modelu wychowania, systemu oddziaływań i z konieczności powielają błędy rodziców. Dlatego bez względu na motywy powołania dzieci do życia, świadomi konsekwencji, jakie mogą im grozić, uczmy się rozpoznawać ich potencjał.

cdn.

Zapraszam do poznania naszej oferty warsztatów dla rodziców.
Jeżeli potrzebujesz indywidualnej konsultacji, skontaktuj się ze mną e-mailowo.

wtorek, 26 marca 2013

Dzieci są różne

W pracy pedagogicznej i wychowawczej nauczyciel ma możliwość korzystania z wiedzy i mechanizmów psychologicznych procesu motywacyjnego. NLP (neurolingwistyczne programowanie) podpowiada, że  ludzie mają różne sposoby przetwarzania informacji i odmiennie motywują się do działania. Jedni na przykład  są nastawieni na cel, czyli sam fakt wyznaczenia celu, zadania powoduje u nich chęć do działania, a inni są na problem, czyli aby uruchomić ich działanie,  trzeba im przedstawić konsekwencje niewykonania zadania i związaną z tym karą. Mówiąc, co się stanie, jeśli nie wykonają zadania, uruchamia się ich proces motywacyjny.

Kierunek motywacji: DO CELU
Osoba „do celu” potrzebuje znać korzyści danego działania. Musi znać cel i kierunek działania. Gdy nie ma jasno określonego celu, nie rozumie sensu działania. Jeżeli zaczniesz jej się mówić o problemach, będzie je bagatelizować.
Użyteczne pytania, jakie może zadać nauczyciel: Jak sądzisz, po co „to” trzeba zrobić? W jakim celu wykonać takie ćwiczenie? Co ono da i czego dzięki temu się nauczysz? Jak Ci to pomoże w rozwiązywaniu zadań?


Kierunek motywacji: OD PROBLEMU
Uczeń o motywacji „od problemu” chce uniknąć trudności lub odkłada pracę na ostatni moment, gdy już czuje presję czasu. Najlepiej motywuje się lękiem przed potencjalną karą i chce jej w konsekwencji uniknąć. Musi wiedzieć, co się stanie, jeśli nie zacznie działać. Świadomość otrzymania nagrody tu nie działa. Dobrze radzi sobie w sytuacji ryzyka, zagrożenia i podejmuje działanie, aby go uniknąć. Na pytanie: Czego chcesz?odpowiada, czego nie chce. Uczeń o takim typie motywacji musi znać konsekwencje niezrobienia czegoś, wtedy jest zmotywowany do działania. Zarządzając ludźmi „od problemu” trzeba wyznaczać im terminy wykonania zadania i pilnować ich, oraz wskazywać zagrożenia i konsekwencje niewykonania zadania. Informacje dlaczego nie można dłużej czekać, dlaczego musimy to zrobić teraz, są dla nich motywujące.
Użyteczne pytania jakie może zadać nauczyciel: Czy wiesz co się stanie, jeśli tego się nie nauczysz? Czy rozumiesz, czego nie będziesz potrafił rozwiązać, jeśli nie nauczysz się tego? Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jaka ocena Cię czeka w czasie sprawdzianu, jeśli tego się nie nauczysz?

Inne pytania, którymi można motywować ucznia:
  1. Co by się miało stać, żebyś zmienił swoje nastawienie do nauki?
  2. Jakiej pomocy potrzebujesz, abyś poprawił ocenę z matematyki? Jaki termin sobie wyznaczasz?
  3. Jak sobie wyobrażasz pracę nad zadaniami z fizyki? Na jakie etapy chcesz to rozłożyć?
  4. Kto mógłby Ci pomóc, abyś osiągnął poprawę stopni z chemii? Ile czasu na to potrzebujesz?
  5. Co powiedzą rodzice, jeśli nie otrzymasz promocji do następnej klasy? 


Zapraszam do poznania naszej oferty warsztatów dla rodziców.
Jeżeli potrzebujesz indywidualnej konsultacji, skontaktuj się ze mną e-mailowo.

poniedziałek, 18 marca 2013

Dlaczego nie chcą się uczyć?

Co musiałoby się stać, żeby  dzieci miały większą motywację do nauki? Rozwiązanie jest proste, ale - muszę przyznać - mało prawdopodobna jest jego realizacja. Potrzebne są trzy współpracujące ze sobą ogniwa systemu:
  1. Większe kompetencje nauczycieli w tworzeniu systemów nauczania opartych na atrakcyjnej dla uczniów metodzie nauczania, które byłyby dla nich motywująca oraz wiedza psychologiczna o mechanizmach motywowania dzieci.
  2. Zwiększenie kompetencji rodzicielskich w wykorzystaniu wiedzy o motywowaniu (zjawisko transferu pozytywnego, które jest stymulatorem rozwoju młodzieży, ale niekoniecznie w kierunkach zgodnych z oczekiwaniami rodziców) oraz wiedza psychologiczna o mechanizmach motywowania dzieci.
  3. Synergia pomiędzy działaniami jednych i drugich polegająca na świadomej współpracy.
Nauczyciele! Dajcie z siebie więcej niż ustawa przewiduje. Sami macie dzieci, więc wiecie, jak to jest ważne dla rodziców. Więcej swobody, humoru, zabawy w projektowaniu i realizacji zajęć szkolnych! Zabawa angażuje emocje wspierając poziom uczenia, daje radość, jest spontaniczna i swobodna, motywowana wewnętrznie, związana z aktywnym zaangażowaniem, jest bezinteresowna, pełni rolę odreagowania napięć szkolnych. Zastosowanie jej pozwoli na wprowadzenie swobody w napiętym harmonogramie programowym. Potrzebna jest nie tylko uczniowi, ale też nauczycielowi, aby nabrał dystansu wobec powagi nauki. Taki sposób edukacji wspiera uczenie i zapamiętywanie zwiększając efektywność, która jest ważnym aspektem procesu edukacyjnego. 

Wiem, że czasem trudno przebić się z innowacyjnym pomysłem i oczywiście trudno liczyć na wdzięczność dzieci. Pozostaje satysfakcja zawodowa, to absolutnie wystarczy, kiedy dziecko powie po latach, ale ten nauczyciel był zaje…fajny.

Co jeszcze potrzebne jest, aby zwiększyć motywację dzieci? 
Motywacja nie jest stałym, niezmiennym procesem. Bardzo wyraźnie zależy od sposobu podania wiedzy i budowaniu oraz rozwijaniu ciekawości poznawczej. Wczoraj uczeń nie chciał czegoś zrobić, dzisiaj i jutro może chcieć. Motywacja się zmienia, trzeba umieć ją stymulować znając swoich uczniów i czekać na większą gotowość ze strony ucznia. 

Nauczyciel w szkole też powinien mieć gotowość do pracy z uczniami o różnej motywacji, zdolnościach i talentach. Warto, aby był wyposażony w takie cechy, jak na przykład życzliwość w stosunku do wszystkich dzieci bez względu na poziom zdolności i motywację. W jego postawie ważny jest też entuzjazm, który jest postawą modelowania przez uczniów, nastawienie na systematyczną gotowość do pomocy, ogromną cierpliwość i akceptację oraz szacunek dla swoich uczniów. Oczywiście ważna jest kultura osobista i postawa autorytetu oraz zaangażowania, nie mówiąc o wiedzy, którą przekaże w sposób zrozumiały, przejrzysty i motywujący.

Jeśli swoją postawą jest w stanie wprowadzić uczniów w strefę dyskomfortu i otworzyć na ciekawość, to przeprowadzi każdą, najtrudniejszą nawet lekcję. Jeśli uczeń będzie miał poczucie bezpieczeństwa, kiedy na przykład zadaje pytania, jeśli będzie nastawiony na eksperymentowanie bez obaw o ocenę i krytykę nauczyciela czy innych uczniów, jeśli będzie nagradzany za ciekawość i zaangażowanie, to szybciej pokona lęk i frustrację, która jest pierwszą fazą procesu uczenia. Zadaniem nauczyciela jest nie tylko przekazywać wiedzę, ale stworzyć warunki do konstruktywnej nauki, ożywionej dyskusji, otwartości i zaangażowania, które jest nagradzane. Po jego stronie jest stworzenie przestrzeni psychologicznej, tzn. obszaru sprzyjającego efektywnej, wzajemnej komunikacji i zapewnienie odpowiedniego niezbędnego poziomu napięcia, które zwiększa ciekawość poznawczą, a tym samym gotowości do uczenia. 



Zapraszam do poznania naszej oferty warsztatów dla rodziców.
Jeżeli potrzebujesz indywidualnej konsultacji, skontaktuj się ze mną e-mailowo.

poniedziałek, 11 marca 2013

Nauczyciele - rodzice - dzieci

W poprzednim poście pisałam o nauczycielach. W tym będzie... także o nauczycielach i trochę o rodzicach - cały czas w aspekcie motywowania dzieci do nauki. A zatem, czy rodzice wspierają nauczycieli w motywowaniu dzieci do nauki? Zwykle nie mają czasu… W efekcie dzieci: nie chcą chodzić do szkoły, często nie mają nadzoru, nie chcą się uczyć, odrabiać lekcji, podejmować się zadań, odpowiedzialności, wyznaczania sobie celów, rozwijania talentów, pasji. Brakuje im rodzica w roli mentora, który przeprowadzi je przez mniejszy lub większy kryzys, lub wsparcia w pokonaniu pojawiającej się przeszkody. Motywacja do podejmowania wyzwań wymaga zmiany postawy, umiejętności i zachowania albo rozwinięcia nowych wartości. To proces kształtowania się gotowości do pracy ze swoimi ograniczeniami, wychodzeniem ze strefy komfortu. Kto lubi pokonywać ograniczenia tak sam z siebie, bez czynników motywujących z zewnątrz, czyli w osobach rodziców? Musiałby mieć bardzo jasno wytyczony, silnie motywujący cel, ogromną determinację lub presję otoczenia. Wyjątkowo udaje się to dzieciom pozostawionym samym sobie. Odnoszą sukcesy prawie wyłącznie wtedy, kiedy już nie mają innego wyjścia. Częściej jednak sukces osiągają te, które są świadomie wspierane przez rodziców. Kiedy są skazane na siebie i nie mają żadnej emocjonalnej lub innej presji, najczęściej wybierają łatwiejszą drogę, czyli „luzik".

Gdzie szukać przyczyn słabnącej motywacji do nauki? W systemie szkolnym, w niedoskonałych podręcznikach, w syndromie wypalenia zawodowego nauczycieli, w braku kompetencji lub motywacji do przeprowadzenia atrakcyjnej lekcji, czy postawie rodziców?

Działa ta sama zasada, czyli „luzik”. Nauczyciel też człowiek i bez zewnętrznej presji nie widzi powodu do zmiany swoich wypracowanych dotąd metod nauczania. Po co zmieniać coś w swoim warsztacie nauczyciela, skoro do tej pory tak uczył i - jego zdaniem - to się sprawdzało? Nie dostrzega zmieniającego się otoczenia i jego potrzeb. Przesuwa ciężar obowiązku zmiany na młodzież i oczekuje wsparcia rodziny…
Generalnie więc nauczyciel nie patrzy na swoje potrzeby rozwojowe przez pryzmat potrzeb swoich uczniów. Nie chce zauważyć, że dziś przychodzi zupełnie inna młodzież niż dwa, trzy czy pięć lat temu. Świat dokoła zmienia się błyskawicznie, a systemy edukacyjne nie.

Jak więc nauczyciel ma motywować dzieci do nauki i zmiany swoich postaw, kiedy nie jest dla nich autorytetem, a często także również autorytetem dla siebie? Zdarza się, że nie ma motywacji podążania za potrzebami swoich uczniów, rozwijania swoich kompetencji, które dałyby mu narzędzia pracy z młodzieżą o dużo bardziej rozwiniętych potrzebach. Problem polega na tym, że taka zmiana wymagałaby przede wszystkim zmiany myślenia o swojej roli, przełamaniu przekonań ograniczających i wdrażaniu nowych pomysłów mających na celu zaciekawić, podążać za funkcjami poznawczymi młodzieży i samodzielnie się rozwijać dając uczniom przykład takiej postawy. Obecna szkoła nastawiona jest raczej na egzekwowanie wiedzy i karanie za błędy. A to zupełnie inny kierunek myślenia i działania niż wymagania teraźniejszości.

Mało któremu nauczycielowi w szkole zależy na udoskonaleniu wcześniejszego, znanego mu sytemu nauczania. Rzadko który nauczyciel stawia na wykorzystanie zjawiska transferu pozytywnego polegającego na lepszym zapamiętaniu materiału przy połączeniu przekazywanej wiedzy z silnie pozytywnymi emocjami, na przykład poprzez gry komputerowe. Lekcji w szkole nikt nie promuje, a nauczyciele raczej uwypuklają błędy i słabości ucznia, niż jego osiągnięcia. Naukę traktuje się jak obowiązek, przymus, zło konieczne, a nie przywilej. Wiedza staje się koniecznym kryterium edukacyjnym, choć nie gwarantuje przyszłej kariery zawodowej. Jak połączyć te wszystkie sprzeczności w jedną współgrającą, spójną całość? Jak wzmacniać aktywność dziecka, aby to było motywujące? Jak motywować dziecko wykorzystując wiedzę o mechanizmach psychologicznych motywowania? Przede wszystkim nagradzać za wszelkie pozytywne przejawy działania. Nagrody mogą istnieć po każdym dobrze przeprowadzonym toku myślowym ucznia, po każdym zadaniu, przeczytanym rozdziale w książce. Od inwencji nauczyciela zależy jak uczynić swoją lekcję bardziej emocjonującą bazując na nagrodzie zamiast karania czy wywoływaniu strachu.


Zapraszam do poznania naszej oferty warsztatów dla rodziców.
Jeżeli potrzebujesz indywidualnej konsultacji, skontaktuj się ze mną e-mailowo.

poniedziałek, 4 marca 2013

Czy nauczyciel zastąpi rodzica?

Poprzedni wpis zakończyłam uwagami na temat przygotowania nauczycieli do funkcji pozaedukacyjnych.

Kolejna sprawa to współpraca rodziców z nauczycielami, która niestety rzadko jest na poziomie satysfakcjonującym obie strony. Nauczyciele robią, co potrafią, gdyż ich edukacja uniwersytecka jest już przestarzała. Z tego powodu są skazani na samotną walkę z wymagającą młodzieżą narzekając na wywiadówkach na brak postępów dziecka i przerzucając odpowiedzialność za ich rozwój na zewnątrz, czyli na rodziców. Rodzice robią podobnie, oczekując  spełnienia tych zadań od nauczycieli. Zamiast aktywnej postawy w domu, nastawienia na budowanie autorytetu przy pomocy własnych postaw i kompetencji rodzicielskich cedują to odpowiedzialne zadanie na placówki edukacyjne i wychowawcze.

Rozumiem rodziców, sama byłam w spirali tych zależności, braku czasu i narzekania na szkołę jako instytucję nastawioną głównie na karanie. Jednak nic – nas rodziców, nie zwolni z obowiązków i odpowiedzialności za rozwój naszych dzieci. To my decydujemy o ich losie, życiu i przyszłości, to my – rodzice wpływamy na kształtowanie ich postaw życiowych, rozwój talentu i umiejętność budowania relacji ze światem zewnętrznym. w tym również budowania wizerunku szkoły jako autorytetu, choć nim nie zawsze jest. My mamy wpływ na edukację własnych dzieci, a nauczycielom pozostaje funkcja wspierająca wobec naszej roli. Nauczyciele nie mają wpływu na to, kogo uczą, czyli jakie dzieci przyjdą do szkoły. Nie mogą sobie wybrać klasy zrównoważonej pod względem zdolności czy zasobów albo uczniów wyłącznie zdolnych i zmotywowanych.

W dodatku bardzo zmienił się profil uczniów w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Z grzecznych dzieci uczniowie stali się agresywnymi młodymi ludźmi, wynoszącymi do szkoły stres dnia codziennego, pośpiech, modę, nowoczesność i coraz wyższe wymagania rozwojowe i merytoryczne. Wnoszą też problemy związane z potencjalnym lękiem o ich przyszłość zawodową wobec zmagania się Państwa z bezrobociem, a także brak celów zawodowych. To dużo większe wyzwanie dla nauczycieli niż wyłącznie edukacja. Rośnie potrzeba przygotowania wykwalifikowanej kadry z wielu obszarów: psychologii, terapii, resocjalizacji, bycia na bieżąco z nowinkami technicznymi… oprócz kierunkowych kompetencji. Uczniowie bowiem stają się coraz bardziej wymagającą grupą, która wobec braku nadzoru rodzicielskiego związanego z koniecznością pracy na kilku etatach, jest zmuszona przejmować role opiekuńcze i wychowawcze. Nauczyciele muszą zmagać się z buntem nastolatków i stawiać czoła agresji, często wyniesionej z domu lub ze środowiska rówieśniczego. Jeśli rodzice nie są autorytetem, bo nie mają czasu lub nie potrafią nim być, młodzieży pozostaje szukanie oparcia w szkole, co wymusza na nauczycielach wypełnianie funkcji pozaedukacyjnych. Dramat zaczyna się wtedy, gdy nauczyciele nie są do tego właściwie przygotowanie.

sobota, 23 lutego 2013

Motywowanie dzieci

Często dostaję od Was zapytania o motywowanie dzieci do pracy. Jest to niewątpliwie temat bardzo ważny w życiu dzieci, ponieważ zarówno w szkole, jak i domu stają przed wyzwaniami kształtującymi ich motywację do osiągnięć w dorosłym życiu. To również konfrontowanie się z kolegami pod względem zdolności, szybkości uczenia się i ocen. Ważny jest autorytet nauczyciela i rodzica w tych kwestiach. Obowiązki domowe, odrabianie lekcji i inna aktywność to początek realizacji zadań, jakie spotka w tej czy innej formie w dorosłym życiu, zarówno rodzinnym, jak i zawodowym. Cały proces rozwoju emocjonalnego, poznawczego i intelektualnego dziecka odbywa się od pierwszych dni jego życia. Od pierwszych dni podlega procesowi motywowania. Uśmiech mamy działa jak motywator będąc swoistą nagrodą za jakiekolwiek przejawy aktywności.

Kiedy dziecko idzie do żłobka, przedszkola czy szkoły spotyka na swej drodze instytucję, która zwykle dostarcza innego systemu motywacyjnego niż rodzice. Tam zaczyna się proces uczenia się i budowania relacji z ludźmi, wychowania opartego na innych kryteriach. Te systemy różnią się od siebie, zamiast się uzupełniać.

Niestety rodzice narzekają na działanie tych publicznych placówek, gdyż twierdzą, że nie spełniają ich oczekiwań. Jakie są te oczekiwania? Jak rodzice definiują rolę i wpływ tych instytucji na rozwój ich dzieci? Otóż z przykrością muszę stwierdzić, że oczekiwania te nie są  spełniane przez żadną ze stron. Rodzice oczekują, że placówki przejmą ich rolę wychowawczą, łącznie z funkcję motywującą. Chętnie złożyliby tę odpowiedzialność na ręce obcych ludzi tylko dlatego, że nazywają się nauczycielami czy wychowawcami. Wychodzą z założenia, że obowiązkiem tych instytucji jest uczyć ich dzieci. Oczywiście, w pewnym sensie mają rację. Obowiązkiem szkoły jest uczyć dzieci, kształtować postawy i motywować. Proces ten jednak jest złożony i niestety powinien być inicjowany przez rodziców. Jeśli dziecko nie wyniesie z domu ciekawości poznawczej, otwartości na otaczające je zjawiska, prawidłowych nawyków w odniesieniu do uczenia się, odrabiania lekcji, podejmowania coraz większych wyzwań, rola nauczyciela sprowadzi się do przejmowania funkcji rodzicielskich. A to nie jest wyłączną rolą nauczyciela. Jego zadaniem jest również wytłumaczyć, pomóc w zrozumieniu i sprawdzeniu rezultatów. Nakładanie na nauczyciela zadań dotyczących kształtowania motywacji dziecka, przy przeludnionych klasach i przeładowanych programach edukacyjnych, musi skończyć się w większości przypadków porażką. Tym bardziej że nauczyciel często traktuje stopnie jako wystarczająco silny motywator, choć jest to tylko jeden z jego wielu elementów. Jeśli więc nauczyciel nie ma świadomego, mądrego wsparcia rodziców w tym obszarze, jest prawdopodobne, że jego rola motywacyjna ograniczy się do stopni i uwag w dzienniczku ucznia.

Powoli wkraczamy w inne, równie ważne zagadnienie, jakim są kwalifikacje nauczycieli. Miałam okazje szkolić nauczycieli w swojej karierze trenerskiej. Z badań i moich doświadczeń wynika, że bardzo często są niegotowi do konfrontacji z wymagającymi uczniami w dzisiejszych czasach. W większości nie potrafią „czytać” potrzeb ucznia, identyfikować ich sposobów zbierania informacji, oceniać potencjału i zasobów ucznia oraz posługiwać się nimi w procesie uczenia. Jeżeli nauczyciel mówi do ucznia: Jasiu nie patrz w sufit, bo tam nic nie jest napisane lub Notuj na lekcji, bo dostaniesz uwagę w dzienniczku, to znaczy, że niewiele rozumie z jego sposobów uczenia się, komunikowania i rozumienia przekazywanych treści, różnych przecież dla słuchowców, wzrokowców i kinestetyków. To kwestia kwalifikacji. Pozostaje jeszcze umiejętność przekazywania wiedzy w ciekawy dla ucznia sposób, umiejętność zindywidualizowanego motywowania, okazywania cierpliwości, konsekwencji, umiejętności współpracy z rodzicami i generalnie miłości do swojej pracy zawodowej.

Oczywiście ten post jest wstępem do rozważań na temat motywowania dzieci. Jeśli macie jakiś pytania, to zadawajcie je, proszę, w komentarzach albo piszcie na maila.

sobota, 16 lutego 2013

Histeria w markecie

Jakiś czas temu obiecałam przedstawić proponowaną przeze mnie reakcję na histerię dziecka w supermarkecie. Miało to być za tydzień, ale ponieważ wpis Dziecko wymusza wywołał dyskusję, to ten nieco się opóźnił. Przepraszam.

Ja poradziłabym mamie, aby spokojnie poczekała, aż dziecko się wypłacze leżąc na podłodze marketu. Stałabym w takiej odległości od dziecka, żeby mnie widziało. Nie chciałabym zniknąć mu z oczu, gdyż to mogłoby wzbudzić w nim  lęk. Niektóre mamy chcąc ukarać dziecko, że robi taką scenę i kompromituje ją jako matkę, zostawiają je i znikają. Dziecko przerażone szuka mamy i zapomina z jakiego powodu płakało. To nie modyfikuje jednak jego strategii procesu wymuszania, tylko przekierowuje uwagę dziecka na inny obszar  lęk. Przy następnych zakupach zrobi to samo, czyli będzie starało się wymusić kolejną zabawkę. Mama karząc dziecko nie zdaje sobie sprawy z tego, że tak naprawdę karze siebie, gdyż dziecko nie rozumie związku „pozostawienia go z wymuszaniem” tylko z płaczem. Kiedy zaś bierze je na ręce wierzgające nogami, to uczy je, że jak płacze dostaje nagrodę w postaci wzięcia na ręce.

Powracając do reakcji mamy możemy zapytać, co to znaczy: mama stoi spokojnie. To znaczy bez krzyku, bez uśmiechania się do dziecka, bez komentarzy w jego stronę, jakie jest niegrzeczne. Chodzi o neutralną postawę, która nie jest ani oceniająca, ani krytykująca, ani zawstydzająca (Taki duży i płacze, mazgaj…), ani też nagradzająca, np. uśmiech czy przytulenie, bo dziecko płacze. Wymaga to wytrzymania wzroku wszystkich osób, które patrzą i oceniają zarówno mamę,  jak i dziecko. Trudno, naważyłyśmy sobie piwa, teraz trzeba je wypić. Nie jest to oczywiście kara dla mam, czy forma zapłaty za błędy, tylko jedyne możliwe zachowanie, którego celem jest wygaszenie zachowania dziecka. Dziecko musi być pewne, że pod żadnym pozorem mu nie ulegniemy, gdyby nawet płakało do wieczora. To może być bardzo trudne dla mamy, gdyż ten czas oczekiwania, aż dziecko przestanie płakać, może się dłużyć w nieskończoność. Kiedy wreszcie przestanie płakać i uspokoi się, trzeba do niego podejść, zapytać, czy możemy już iść i spokojnie odejść, jak gdyby nic się wydarzyło. Nie wolno brać dziecka na ręce (to działa jak nagroda), przytulać, pocieszać, praktycznie im mniej reakcji tym lepiej. Celem jest wygaszenie, jak mówiłam skojarzenia: wymuszenie-płacz bez nagrody w postaci zakupu zabawki. Nie wolno też wracać do tego w domu z wymówkami, jak to dziecko się niegrzecznie zachowało. Po prostu nie ma ocen, krytyki, wpędzania dziecka w poczucie winy. KIEDY EMOCJE OPADNĄ u rodzica i u dziecka można je zapytać: co się stało, że tak bardzo zależało mu na tej zabawce? Czym ta zabawka wyróżnia się w stosunku do tych, które już ma, dlaczego jest dla dziecka ważna... Jeśli dziecko samo zapyta o sprawę sceny z marketu, można odpowiedzieć zgodnie z prawdą, dlaczego nie dostało zabawki, np: Chcę rozmawiać z tobą o zakupie zabawki i sama decydować czy ją kupię. Jeśli płaczem chcesz mnie zmusić do zakupu, to nie kupię Ci zabawki. Taką strategią i konsekwencją trzeba będzie się wykazać tyle razy, ile razy dziecko będzie robiło taką scenę. Kiedy jego „gra” przestanie być skuteczna, przestanie w nią grać. Może to jednak potrwać dopóty, dopóki  będzie działać bodziec: sklep-zabawka, reakcja rodziców-nagroda: kupienie zabawki.

Omówiłam temat wymuszania i różnych zachowań, kiedy dziecko coś stara się uzyskać wywierając presję na rodziców. Przykład z marketem jest bardzo skrajnym zachowaniem i warto wcześniej wykrywać symptomu wymuszania, aby wygaszać ten rodzaj reakcji u dzieci. Już wiecie drodzy rodzice, że asertywna postawa jest tu koniecznym narzędziem radzenia sobie w takiej sytuacji.

Zapraszam do poznania naszej oferty warsztatów dla rodziców.
Jeżeli potrzebujesz indywidualnej konsultacji, skontaktuj się ze mną e-mailowo.

środa, 6 lutego 2013

Dyskusja wokół DZIECKO WYMUSZA (4)

Pod moim wpisem zatytułowanym Dziecko wymusza pojawiło się kilka niezwykle ważnych komentarzy. Zgodnie z zapowiedzią dzisiaj dalszy ciąg komentarzy do tych komentarzy :-)

image

Witam Pani Agnieszko,

Dziękuję za komentarz, chociaż przyznaję, że nie rozumiem jego intencji. Która odpowiedź będzie dobra: tak, nie? Czy jako psycholog mogę nie rozumieć znaczenia potrzeb (w tym bezpiecznej więzi) dla rozwoju osobowości, poczucia wartości i samooceny dziecka. Na co dzień pracuję z osobami, których te potrzeby były i są deprywowane, więc (sądząc po rezultatach) odpowiadam – TAK, słyszałam i mam też przekonanie, że ją rozumiem.

Zapraszam Panią do przeczytania moich komentarzy do wpisów Pani Moniki, Matrioszki i eMMai. Myślę, że zawierają rzetelne wyjaśnienie mojego stanowiska w kwestiach realizacji potrzeb i warunkowania.

Jeśli natomiast chodzi o różne teorie wychowania, które znamy, akceptujemy, propagujemy stosujemy, to sądzę, że warto zachować do nich dystans połączony z otwartością na inne koncepcje. Z moje wieloletniego doświadczenia wynika, że nie istnieje teoria uniwersalna.

Mój mąż zapytał mnie kilka dni temu, czy słyszałam o teorii (sic!), że to geny decydują, jakim się jest człowiekiem, że w świetle wieloletnich badań rodzice nie mają wpływu na wychowanie dziecka, a jeśli już to jest on znikomy (dla zainteresowanych wstęp do tej tematyki można znaleźć tutaj)? Z przekornym uśmiechem zacytował mi takie fragmenty:

W sumie trzy prawa genetyki zachowania mówią, że za 50 proc. cech behawioralnych człowieka odpowiadają geny, za kolejne 50 proc. środowisko swoiste, natomiast wpływ rodziny jest zerowy, a w najlepszym wypadku wynosi 10 proc., które „wyrywa” genom.

Albo

…socjalizacja – czyli nabywanie umiejętności niezbędnych do życia w społeczeństwie i przyswajanie społecznych norm – nie jest czymś, co dorośli robią dzieciom, tylko czymś, co dzieci robią same sobie. Do takiego wniosku doszła Judith Rich Harris. Uważa ona, najkrócej rzecz ujmując, że rodzice są zbędni, ponieważ to nie oni wychowują dzieci.
Dzieci wychowują się same, uczestnicząc w rówieśniczych rozgrywkach, a jedyne, co rodzice mogą uczynić dla rozwoju swoich pociech, to wnieść do ich bagażu genetycznego jak najlepszą pulę genów i dbać, by przeżyły w dobrym zdrowiu.

Co miałam odpowiedzieć mężowi? Co Pani zrobiłaby na moim miejscu? Powiedzieć mu, że to głupoty, tylko dlatego że całkowicie zaprzecza to teorii, w którą MY święcie wierzymy. Tyle tylko, że w tym momencie żegnamy się z rozumem, a witamy z emocjami. Wiara nie ma bowiem nic wspólnego z nauką. Nie ma też sensu dalsze przekonywanie się, bo zaczyna to przypominać „nawracanie” na swoją religię.

Dziękuję za komentarz i proszę o kolejne.

Pozdrawiam

Dyskusja wokół DZIECKO WYMUSZA (3)

Pod moim wpisem zatytułowanym Dziecko wymusza pojawiło się kilka niezwykle ważnych komentarzy. Zgodnie z zapowiedzią dzisiaj dalszy ciąg komentarzy do tych komentarzy :-)

image

Witam Panią Pani Moniko,

Pani Moniko, oczywiście, SĄ TO POTRZEBY DZIECKA. Nigdzie nie twierdzę, że nie. Mało tego, w swoich postach staram się uświadamiać rodzicom i opiekunom rolę zaspokajania potrzeb dziecka w kształtowaniu jego osobowości.

Jednocześnie zwracam uwagę na to, jak są one zaspokajane i jakie mogą być zgubne skutki tego, jeśli jest to robione w niewłaściwy sposób. Tu jest cała masa błędów rodziców, o których piszę w postach.

Oczywiście zgadzam się też, że Kiedy dzieci płaczą to dlatego, że chcą o czymś powiedzieć. Płacz to też język.

Jeśli chodzi o ostatnie zdanie Pani komentarza, to swój punkt widzenia na tę sprawę przedstawiłam we wczorajszym wpisie, więc nie będę się powtarzać.

Podkreślę jednak jeszcze raz: jak najbardziej jestem za miłością, reagowaniem na potrzeby dziecka, budowaniem więzi emocjonalnej i za intuicją, bardzo ważną sprawą w odbiorze potrzeb dziecka. Wiem również, że to, jak się dziecko zachowuje jest funkcją wychowania, w którym główną sprawą jest zaspokajanie potrzeb dziecka i budowanie z nim więzi emocjonalnej (bardzo ładnie pisze o tym Rosenberg). Nie wystarczy jednak powiedzieć: mamy zaspokajajcie potrzeby swoich dzieci i wszystko będzie dobrze. Trzeba też je uczyć, jakie to są potrzeby i jak to robić, bo dla wielu mam to wcale nie jest takie oczywiste. Ja, niestety, bardzo często pracuję już z dorosłymi dziećmi, które cierpią, bo ich potrzeby nie zostały w dzieciństwie zaspokojone. Zapewniam Panią, że zdaję sobie sprawę z ważności potrzeb w życiu dzieci i doceniam ich znaczenie.

Dziękuję Pani za ten komentarz. Jeśli coś jeszcze napiszę w niezbyt klarowny sposób, chętnie posłucham Pani opinii.

Zachęcam też Panią, jako świadomą mamę, do dzielenie się swoimi doświadczeniami z innymi mamami, które tego potrzebują. To może być dla nich bardzo wartościowe.

Pozdrawiam

wtorek, 5 lutego 2013

Dyskusja wokół DZIECKO WYMUSZA (2)

Pod moim wpisem zatytułowanym Dziecko wymusza pojawiło się kilka niezwykle ważnych komentarzy. Zgodnie z zapowiedzią dzisiaj dalszy ciąg komentarzy do tych komentarzy :-)

image

Witam serdecznie i dziękuję za chęć komentowania moich wpisów na blogu. Chętnie wyjaśnię, jaką miałam intencję.

Trzeba rozróżnić potrzeby dziecka, które zaspokaja matka dając mu to, co jest konieczne dla jego rozwoju i szczęścia, od tego czego się dziecko przy okazji zaspokajanie jego potrzeb uczy. Jestem absolutnie za zaspokajaniem potrzeb dziecka. Często pokazuję rodzicom skutki zapominania o tych potrzebach. Obecnie pracuję z młodą dziewczyną, której potrzeba bezpieczeństwa była kompletnie niezaspokojona i dziś są tego poważne skutki.

Wracając do warunkowania myślę, że mając o nim wiedzę można ją wykorzystać na przykład przy treningu czystości, chwaląc dziecko, kiedy siusia do nocnika. Nie widzę w tym niczego niewłaściwego. Mogę dzięki temu przyspieszyć proces uczenia dziecka w treningu czystości.

Jeśli chodzi o smoczek, to gratuluję rezultatów. Chętnie poprosiłbym Panią o szczegółowszą relację dla innych matek, jak Pani to zrobiła. Wiem, że ma tu znaczenie dość dużo innych elementów. Stwierdzenie: bliskość, reakcja na potrzeby… to duży skrót myślowy. Tworzenie z dzieckiem więzi to dla wielu matek bardzo trudna sprawa. Są niepewne, nerwowe, nie potrafią okazywać miłości i być blisko z dzieckiem. Ważne by było opisać, jak Pani to robi na co dzień. Jak się okazuje, to wcale nie jest dla innych matek takie oczywiste, jak dla Pani.

Nie mam też niczego przeciwko reagowaniu na płacz dziecka. Wręcz przeciwnie. Płacz to jakaś ważna potrzeba, którą dziecko nam komunikuje, i trzeba na to reagować. Piszę o czymś zupełnie innym. O tym mianowicie, że jeśli mama nie jest zbyt troskliwa i uważna na potrzeby dziecka, np. nie sprawdza odpowiednio często, czy pielucha jest sucha, a robi to dopiero wtedy, gdy dziecko płacze, to może je nauczyć, że mama przychodzi tylko wtedy (albo dopiero wtedy), kiedy płacze. Tu widzę negatywny wpływ warunkowania.

image

Jeśli chodzi o histerię, to widziałam tego typu przypadki w markecie i zdarzyło mi się oglądać matkę, która reagowała na to agresją i biciem. To, że dziecko w taki sposób komunikuje swoje potrzeby, jest już zastanawiające. Znaczy, że wcześniej udawało mu się zdobyć upragnioną rzecz w ten sposób, bo skąd by wiedziało, że ma tak postępować. Prawdopodobnie robiło to w pełni skutecznie, bo aby zakończyć to przedstawienie, mama dawała mu to, czego chce. Czy w ten sposób wzmacniała jego postawę wymuszania płaczem? Co by Pani doradziła takiej mamie? Proszę przytulić dziecko? Czy może warto się zastanowić, jak doszło do takiego zachowania dziecka, skoro to robi? A następnie czego się dziecko uczy, kiedy dostanie zabawkę po takim wymuszeniu? Albo jak zareagować, kiedy dziecko uderzy inne dziecko? Przytulić jej? Czy może zapytać, co się stało? Akceptować bezkrytycznie potrzebę dziecka, które nieświadome skutków traktuje bicie jak zabawę, bo widziało taką w TV?

image

Dla mnie (też jestem matką) nie ma związku między czasem płaczu dziecka a czasem przytulania. Nie dopuszczałam, żeby długo płakało. Reagowałam natychmiast. Zależało mi na tym, aby odzyskało równowagę emocjonalną, bo je kochałam (i kocham) i nie mogłam znieść, że cierpi. Jednak mówię o tym, aby zapobiegać, a nie gasić. To oznacza, aby być czujną, uważną matką świadomą tego, jak dzisiejsze  jej zachowania wpływają na przyszłość dziecka. Starać się z wyprzedzeniem zaspokajać jego potrzeby, a nie czekać, aż płaczem o nich zakomunikuje. Dlatego jak najbardziej jestem za miłością, reagowaniem na potrzeby dziecka, budowaniem więzi emocjonalnej i za intuicją, bardzo ważną sprawą w odbiorze potrzeb dziecka.

Dziękuję Pani za ten komentarz. Wiem, że działa Pani z dobrą intencją wyrażając swoje zdanie, aby pokazywać mamom sprawdzone przez siebie sposoby reagowania.

poniedziałek, 4 lutego 2013

Dyskusja wokół DZIECKO WYMUSZA

Pod moim wpisem zatytułowanym Dziecko wymusza pojawiło się kilka niezwykle ważnych komentarzy. Oczywiście, do wszystkich się ustosunkuję. Ponieważ jednak okazało się, że dla Bloggera moje odpowiedzi są zbyt obszerne,

image

jestem zmuszona zamieszać je jako kolejne wpisy. Dla ułatwienia Państwu lektury będę cytować te fragmenty komentarza, do których w danym miejscu się odnoszę.

image

Witam Pana, Panie Jarku.
Na wstępie dziękuję za komentarz. Z przyjemnością   wymienię z Panem opinie na poruszone przez Pana tematy. 
Co to znaczy, że dziecko samoistnie zmienia strategię wyrażania swoich potrzeb? Sądzę, że coś tę zmianę wywołuje. Na przykład,  jeśli zastosuje intuicyjnie, coś co jest prostsze, i jego potrzeba zostanie zaspokojona, to oczywiście zacznie tego używać  (i w ten sposób rozszerzy wachlarz swoich zachowań). To jest proces uczenia się. Może być ten proces stymulowany przez rodzica lub jako wynik samoistnego uruchomienia intuicji dziecka. Tu się zgadzamy.

image

Mam tu na myśli sytuację, która sprowadza się do nierealizowania przez rodzica podstawowych potrzeb dziecka, takich jak na przykład potrzeba bezpieczeństwa.  Oczywiście, realizowanie potrzeby dziecka (na przykład bliskości) bez naruszenia granic rodzica jest dla mnie absolutnie ok. Rodzic, który kocha dziecko, jest bardzo uważny na realizację potrzeb dziecka i nierealizowanie ich, dla samego treningu, jest oczywiście absurdem.  Zgadzam się też z tym, co Pan pisze: Tutaj coś zyskamy, ale gdzie indziej możemy więcej stracić. Tym bardziej, że dziecko wcześniej czy później się spotka z brakiem możliwości zrealizowania potrzeb od razu. Wszystko absolutnie ok. Miałam na myśli sytuacje, kiedy rodzic zaniedbuje potrzeby  dziecka i reaguje dopiero wtedy, kiedy ono płacze (co jest jego komunikatem „Mamo, tato przyjdź i pomóż mi”). Wtedy dziecko może się uczyć, że mama (tata) przyjdzie dopiero wtedy, kiedy zapłacze, bo wcześniej jej nie ma. Taki był mój tok myślenia. Chcę uwrażliwić rodziców na skutki ich braku tej uważności, o jakiej pisałam. Jeśli to ujęłam zbyt prosto, to dlatego, aby to było zrozumiałe dla wszystkich. Być może nie zrobiłam tego wystarczająco klarownie.  Żaden trening na siłę albo warunkowanie tylko dla treningu nie był moją intencją. Dziękuję za dużą uważność w czytaniu tego, co piszę. Cieszę się, że daje mi pan szansę, żeby to wyjaśnić.

image

Dziecko ma różne potrzeby i rolą rodzica jest rozstrzygnąć, która jest istotna z punku widzenia jego dobra i rozwoju. Przez zachciankę rozumiem na przykład kolejną zabawkę, która niczego konstruktywnego nie wnosi do rozwoju dziecka (i zapewne szybko mu się znudzi).

image

Mechanizm warunkowania (ja raczej wolę mówić o behawioryzmie jako dziedzinie badającej i analizującej zachowania ludzi) to zjawisko porównywalne do kotwiczenia w NLP. Bardzo często używam kotwic w celu zmiany zachowania. Często też używam kotwic do uczenia ludzi budowania dobrego stanu, pracy ze stresem itp. Widzę użyteczność takiego zastosowania procesu warunkowania, który przynosi błyskawiczny rezultat – np. poprawę stanu.

Powracając do dzieci. Jeśli mama uśmiecha się do dziecka, czy je chwali, kiedy ono na przykład rysuje (zajmuje się jakąś ważną dla niego aktywnością), to czy chce, czy nie wzmacnia jego motywację do takiej aktywności. Dziecku jest miło, że jest chwalone, to pozytywna emocja, która wiąże się z tą aktywnością i na nieświadomym poziomie może działać wzmacniająco. To w kwestii behawioryzmu.

Jeśli natomiast mam się ustosunkować do zdania:  …bardziej opłaca się strategia "TAK, TAK, TAK, TAK, TAK, TAK" niż "TAK, TAK, NIE, TAK, NIE, TAK, TAK,  to oczywiście zgadzam się jednak z zastrzeżeniem: nie analizujemy tu siły bodźca tak w jednym,  jak i w drugim przypadku. Nie bardzo kojarzę, w którym miejscu podważam tę tezę behawioryzmu? Zgadza się też: że zachowania wyuczone w nieregularny sposób wygaszają się dłużej. Pana komentarz jest dla mnie logiczny. Nie wiem, gdzie temu zaprzeczam. Teraz ja czegoś nie rozumiem. Proszę o podpowiedź.

Jestem Panu wdzięczna, że z taką uważnością czyta Pan te teksty i wspiera mnie  w tym, aby były klarowne i zgodne z nauką. Dziękuję za odpowiedzialność, z jaką Pan to komentuje. Traktuje to jako komplement, że fachowiec czyta moje teksty i  dba o ich poprawność dla dobra odbiorców tych treści, czyli rodziców i wychowawców.

Pozdrawiam serdecznie 

sobota, 2 lutego 2013

Czy jesteście asertywni wobec dziecka?

Na koniec powrócę do sceny w markecie, którą opisałam w poście Manipulacje dziecka. Sukcesem jest już to, że Wasze dziecko nie urządza takich scen. Znaczy to, że proces wychowawczy w Waszym wydaniu nie zawierał błędów, o których pisałam w kolejnych postach. Dlatego chcę Was zapytać, jak postąpiłybyście w takiej sytuacji? Co poradziłybyście matce obserwując taką scenę, aby ją wesprzeć, pomóc jej w poradzeniu sobie z podobną sytuacją w przyszłości? Zapiszcie swoje propozycje.

Nie odkryję Ameryki, jeśli powiem, że taka sytuacja jest już skutkiem długotrwałego procesu, kiedy rodzice ulegali presji i nie potrafili odmówić dziecku. Dziecko uczyło się wielokrotnie wygrywać z rodzicami tę „grę”: kto dłużej wytrzyma ono czy rodzice.. Dlatego potrafiło “do skutku” prosić o coś rodzica. Okazywało się, że przegrywali rodzice i ulegali zachciankom dziecka. W wydaniu dziecka ta gra nie jest świadomym działaniem, kiedy jest małe. Z wiekiem jednak coraz więcej dziecko rozumie i w końcu zaczyna świadomie tym „zarządzać”. Wie, co jest słabą stroną rodziców, i potrafi tę wiedzę z konsekwencją wykorzystywać. Kiedy poczuje swoją sprawczość, potrafi eskalować żądania i wymuszać na przykład coraz większe kwoty pieniędzy na własne przyjemności. Czasem zaczyna być agresywne, a nawet bić matkę, która mu odmawia. To bardzo smutne, że działanie matki z intencją miłości staje się wtedy jej przekleństwem… A na początku powody, dla których rodzice ulegali, były błahe. Raz mógł to być brak czasu, żeby z dzieckiem porozmawiać, innym razem dla „świętego spokoju”, po raz kolejny ulegali, bo dziecko bardzo chciało albo dlatego, że dziecko sąsiadów miało i tak dużo więcej zabawek niż Wasze, potem dostało szóstkę, potem kolejną szóstkę…

Każdy powód jest dobry, aby ulec, jeśli się nie ma świadomości skutków tego ulegania. Teraz już niestety nie macie wymówek drogie mamy i drodzy tatusiowie. Teraz trzeba poćwiczyć asertywne NIE: NIE kochanie, dzisiaj nie planowałam kupowania zabawek, albo: NIE Kasiu, nie mam pieniędzy na kolejną zabawkę, albo: Masz już tego typu klocki, więc NIE ma powodu kupować następnych takich samych, możesz wybrać zabawkę, która nauczy Cię czegoś innego itp.

Moja propozycja postępowania w markecie za tydzień…


czwartek, 24 stycznia 2013

Czy sobie poradzi bez Ciebie?

Cechy osobowościowe dziecka kształtują się w trakcie jego rozwoju. Decyzje rodziców mają duży wpływ na kształtowanie tych postaw. Jeżeli rodzice będą bezkrytycznie mu ulegali, dziecko zacznie eskalować żądania, będzie chciało coraz więcej, gdyż to okaże się skuteczną strategią. Będzie sprawdzać, gdzie jest granica, której już nie może przekroczyć. Dlatego ważne jest wyznaczenie tej granicy od najwcześniejszych lat życia dziecka. Konieczne jest ustalenie pewnych zasady, norm, wartości, na których dziecko będzie się mogło wspierać i tworzyć hierarchię. To fundament jego późniejszego poczucia wartości, samooceny, stabilności emocjonalnej, siły charakteru, umiejętności radzenia sobie z porażką w życiu dorosłym i wielu innych cech osobowych. Warto o tym pamiętać, że jako rodzice wpływamy na ich kształtowanie.

Dlatego wychowanie to proces edukacyjny, więc nie polega na uleganiu dziecku we wszystkim, czego zapragnie i spełnianiu jego oczekiwań. Brak asertywności nauczy dziecko tego samego – braku asertywności wobec jego bliskich, bo przecież normą w jego życiu było nie odmawiać dziecku niczego. W życiu rzadko przecież zdarza się tak, że dostajemy tego, czego pragniemy, to iluzja. Nie można więc budować w umyśle dziecka fikcyjnych światów, w których to ono jest centrum uwagi. Świat to relacje, decyzje, wybory, cała masa zależności, uwarunkowań. Zaspokajając wszystkie zachcianki dziecka uczymy je fikcyjnej, wyimaginowanej rzeczywistości i narażamy na frustrację kiedy stanie twarzą w twarz z życiowymi wyzwaniami. Dlatego mówiąc: nie, nie dostaniesz tego z takiego powodu…, dorośli uczą dziecko funkcjonowania w realnym świecie, nie robiąc mu krzywdy.

Zachodzi pytanie, jak przeciwstawić się wymuszaniu i pseudo-manipulacji ze strony dziecka? To sztuka, która wymaga uczenia go, że radość jest nie tylko z barania, ale również z dostarczania przyjemności innym, np. dawaniu prezentów. Jeśli więc dziecko narysuje dla Ciebie laurkę, to pokaż mu, że się cieszysz z podarunku. Niech wręczanie drobnych upominków z okazji urodzin lub świąt stanie się miłą rodzinną tradycją. Wytłumacz dziecku, że nie wszystkie dzieci mają tyle zabawek co ono i zaproponuj mu, by podzieliło się nimi ze swoimi rówieśnikami. Ucz je pomagania innym i dzielenia się tym, co ma.

Częste kupowanie prezentów sprawia, że dziecko nie docenia ich wartości. Jeżeli widzisz, że Twojemu dziecku trudno oprzeć się pokusie i wodzi oczyma za coraz to nowszymi modelami zabawek, rób zakupy bez niego. Wiedz jednak, że nie możesz zawsze załatwiać sprawy wymuszania nie biorąc dziecka do sklepu, czyli unikając problemu. Prędzej czy później, będziesz musiała się nauczyć komunikować mu to we właściwy sposób. Jeśli musisz pójść do sklepu z dzieckiem, wytłumacz mu, że masz czas i pieniądze, by zrobić określone zakupy, np. tylko chleb i mleko. Wprowadzaj dziecko w świat dorosłych, a nie izoluj je od niego. Jeśli oszczędzasz na jedzeniu, aby kupić dziecku kolejną zabawkę, to wiedz, że robisz krzywdę sobie i dziecku. Uczysz je egoizmu, egocentryzmu i sama stymulujesz proces wymuszania. Rozważ więc, czy w imię miłości lepiej przygotować dziecko do życia w świecie iluzji, czy świecie realnym, który przecież prędzej czy później pozna samo.

Zadaj sobie to pytanie, które mnie towarzyszyło bardzo często, kiedy miałam zrobić coś, co mogło spotkać się z niechęcią ze strony mojego syna. Dotyczyło to zwykle uczenia jakichś obowiązków lub ich egzekwowania, respektowania umów, czy innych zobowiązań wcześniej ustalonych. Nie zawsze było to miłe dla syna, że ma na przykład sprzątać ze stołu czy myć naczynia po sobie. Jednak przyświecał mi pewien cel, który formułowałam jako pytanie. To pytanie brzmiało zawsze tak samo: Kiedy mnie zabraknie i nie będę mogła mu pomóc, to czy wtedy będzie umiał sobie sam poradzić, jeśli teraz zrobię to za niego? Zawsze chciałam, żeby był „wyposażony” we wszystkie umiejętności potrzebne mu do dorosłego życia. Dzięki temu dzisiaj potrafi gotować, sprzątać, organizować sobie czas pracy i trenować umiejętności potrzebne mu do życia. Jestem matką spokojną, że mój syn poradzi sobie w życiu, kiedy mnie zabraknie. To daje duży  komfort, wierzcie mi, kochani rodzice. To patrzenie w przyszłość dziecka, a nie tylko na „tu i teraz”.

piątek, 18 stycznia 2013

Chcieć to mieć?

Brak asertywności rodziców na wymuszanie przez dziecko kształtuje w nim chciwość. Potęguje przyjemne uczucie związane z posiadaniem, buduje przekonanie, że wystarczy, że to „coś” mu się na przykład podoba i będzie to mieć. Takie myślenie z czasem przekształca się w żądanie, gdyż jeśli do tej pory wszystkie jego prośby były spełniane bez sprzeciwu, nie ma powodu, aby było inaczej. Kiedy dziecko jest małe, chcemy dać mu wszystko, czego potrzebuje, bo traktujemy to jak zabawę, chcemy robić mu przyjemności, uważamy to za przejaw miłości rodzicielskiej lub element nawiązywania relacji z dzieckiem. Jednak z miłością nie ma to wiele wspólnego. Wręcz przeciwnie, kształtujemy nawyki, których ofiarą się stajemy się, bo musielibyśmy konsekwentnie realizować wszystkie zachcianki dziecka, a to jest niemożliwe. 

Drugim wyjściem jest w którymś momencie powiedzieć dziecku dosyć i narazić się na sprzeciw. W pierwszym wypadku wychowamy skoncentrowanego na sobie egoistę, roszczeniowego i bezwzględnego. W drugim, jeśli jako rodzic będziemy spełniać zachcianki dziecka, a w którymś momencie tego nie zrobimy (gdyż dojdzie do sytuacji, w której nie będziesz mogła czegoś spełnić, np. nie będzie cię po prostu na to stać, by spełnić jego wymagania), maluch zacznie się buntować i zmieni się w “niegrzeczne dziecko”. Po prostu będzie protestować. Będzie zdziwione, dlaczego teraz nie chcemy spełnić jego zachcianki, skoro do tej pory spełnialiśmy, Czy jest teraz gorsze, mniej je kochasz, czy teraz zrobiło coś źle? Ono tego nie rozumie, dlaczego kolejny raz nie robisz tego, co poprzednio. Dziecko nie rozumie, że teraz nie masz pieniędzy albo nie możesz… To dla niego stanie się niezrozumiałe i niespójne. Dlatego trzeba mu mówić wcześniej „NIE”, kiedy nie widzisz potrzeby zakupu kolejnej zabawki albo są inne powody, dla których tego nie chcesz… Dziecko musi stopniowo się uczyć tego, że nie wszystko, czego chce, możliwe jest do osiągnięcia. Wtedy uczy się też dokonywania wyboru, a to, co otrzyma, ma dla niego większą wartość. Zaczyna rozumieć, dlaczego coś otrzymuje, a dlaczego czegoś nie dostaje i uczy się akceptować taką sytuację.

Rodzice muszą uświadomić sobie, że problemy z dziećmi starszymi i dorosłymi zazwyczaj mają źródło w młodości. Kiedy rodzice ulegają zachciankom dzieci, często robią to nieświadomie, starają się kupić miłość dziecka oraz chcą zapewnić mu szczęście. To jednak źle pojęty model rodzicielstwa. Nie te dzieci są szczęśliwe, które mają dużo zabawek, ale te, którym rodzice poświęcają swój czas i uwagę.

środa, 9 stycznia 2013

Dziecko wymusza

Swój poprzedni wpis Dziecko płacze zakończyłam pytaniami: Skąd się bierze takie zachowanie dziecka? Co powoduje, że wymuszając dziecko jest niezwykle konsekwentne i potrafi płakać dopóty, dopóki nie osiągnie celu?

Prawda jest przykra. Otóż sami tego uczymy dziecko we wcześniejszych fazach wychowania. Po prostu konsekwentnie warunkujemy je na to, że gdy płacze, dostanie to, czego oczekuje. Skąd się ten mechanizm bierze? Ze wczesnych faz rozwoju, kiedy dziecko komunikuje się z nami głównie poprzez płacz, bo nie potrafi inaczej poinformować, że czegoś potrzebuje. Kiedy ma mokrą pieluchę albo jest głodne, jak nam o tym mówi? Płacze, prawda? Co się wtedy dzieje. Mama przychodzi i przytula (nagroda), karmi (nagroda), zmienia pieluchę (nagroda)... Powoli dziecko uczy się: Gdy płaczę,  przychodzi mama i jest lepiej

To bardzo pierwotny mechanizm i trudno nie reagować, kiedy dziecko płacze, skoro nie mówi, więc nie potrafi nam inaczej zakomunikować swoich potrzeb. Jednak możemy po pierwsze zbierać informacje wcześniej, zanim zacznie płakać, np. jest zaniepokojone, kręci się itd. Możemy karmić je o określonych porach, możemy sprawdzać, czy mam mokro, a nie czekać aż nam o tym zakomunikuje. Nie zawsze się to powiedzie, ale nie wytwarzamy wyraźnego nawyku: bodziec- potrzeba-płacz-reakcja-przyjście mamy-nagroda, czyli procesu prostego warunkowania. Jeśli taki związek nie powtarza się z precyzyjną regularnością, do warunkowania nie dojdzie, bo wymiana pieluchy, karmienie i inne potrzeby, będą realizowane również wtedy, gdy dziecko nie płacze. To samo robimy za smoczkiem. Dziecko płacze, dajemy smoka i dziecko się uspokaja. Kiedy się tego nauczy, to jak je oduczymy kojarzenia smoka ze snem lub spokojem? To jak je oduczymy zasypiania bez smoka? Może oczywiście dostać gryzaka, gdy je swędzą dziąsła, ale nie wtedy, kiedy płacze z jakiegoś powodu, a my je uciszamy, aby mieć spokój. To są prapoczątki, których mechanizm warto rozumieć. Dziecko zaczyna uczyć się roli płaczu i jego wpływu na mamę czy tatę. Gdy wymusza płaczem również w późniejszym wieku i rodzice ulegają jego presji, robią dziecku dużą krzywdę. Utwierdzają je w narcystycznym przekonaniu, że wszystko mu się należy i osiągnie to bez problemu – wystarczy poprosić, a jak nie zadziała, użyć tajnego narzędzia, jakim jest płacz. Oczywiście dziecko nie robi tego świadomie tylko intuicyjnie; zostało tego nauczone przez rodziców i korzysta z tej umiejętności.

Dlatego obserwuj takie zachowania dziecka. Bądź czujnym, uważnym rodzicem, kiedy twoje dziecko zaczyna wymuszać na tobie pewne zachowania. Nie bagatelizuj pierwszych sygnałów wymuszania, czyli „używania” płaczu, aby coś od ciebie uzyskać. Dwu- i trzylatki bardzo szybko opanowują sztukę wyrażania potrzeb. Tylko, trzeba rozróżniać potrzeby od tego, że niektóre z nich przypominają zwykłe zachcianki. Rodzic może usłyszeć: Daj mi to! wypowiedziane tonem bardziej rozkazującym, niż proszącym. Inne potrzeby pociecha może sygnalizować, zaczynając zdanie od Ja chcę..., Kup mi.... Jeśli uważasz, że takie zachowanie dziecka jest normalne, to oczywiście masz rację. Ale nie musisz na nie reagować wykonaniem polecenia, natychmiastową reakcją: Proszę bardzo. Trzeba wiedzieć, że wymuszanie przez dzieci nie mija samoistnie, z tego się nie wyrasta jak z negatywizmu. Przeciwnie, maluch nie zdaje sobie sprawy z tego, że to niewłaściwe zachowanie. Jednak kiedy matka reaguje pozytywnie dając mu to, czego chce, uczy się wymuszania i zaczyna utwierdzać się w słuszności swojego zachowania. W ten sposób początkowo małe narcystyczne żądania przekształcają się w dużo poważniejsze w skutkach zachowania wyuczone.