piątek, 14 grudnia 2012

Błędy przy zakupie prezentów dla dzieci

Zainspirowana wpisem na mamazone o błędach popełnianych przez dorosłych podczas kupowania prezentów dla dzieci postanowiłam je przytoczyć i miejscami rozwinąć komentarz. Jakie są więc te grzechy?

Pozwalamy dzieciom oglądać zbyt dużo programów telewizyjnych przed Świętami

Z badań marketingowych wynika, że dziecko jest najlepszą grupą docelową napędzającą sprzedaż. Rodzice pytają dzieci, co im kupić do ubrania, do jedzenie i oczywiście, jakie chcą zabawki. W okresie przedświątecznym, kiedy TV jest przesycona reklamami kierowanymi do dzieci, apetyty dotyczące zakupu zabawek nieprawdopodobnie rosną. Co z tego wynika? Nasze dzieci widząc coraz to nowe, atrakcyjne zabawki, o które mają poprosić Mikołaja, rozbudzają swoją wyobraźnię, a rodzice tracą krytycyzm, chcąc podążać za potrzebami dziecka. Co z tego wynika: w Wigilię, kiedy oglądamy kupione zabawki, okazuje się, że na żywo zabawki te wyglądają zdecydowanie mniej atrakcyjnie. Na przykład: nie w każdych warunkach można się nimi bawić, bo np. niby jeżdżą same, ale tylko po idealnie gładkiej powierzchni, albo są zrobione z bardzo nietrwałych materiałów, są mniej kolorowe…

Dlatego zakup zabawek, tak ważnych dla rozwoju dziecka, powinien odbywać się w sklepie. Wtedy możemy obejrzeć i wypróbować funkcjonalność zabawki, dopasować ją do poziomu wieku (nawet z lekkim wyprzedzeniem, aby stymulować jego rozwój…). Należy też zastanowić się, czy dziecko ma zabawkę podobnego typu, aby nie dublować tej samej funkcji edukacyjnej.

środa, 12 grudnia 2012

Dziecko płacze

Poprzedni wpis, w którym opisałam zachowanie dziecka wymuszającego w supermarkecie zakup zabawki, zakończyłam pytaniami: Skąd się bierze takie zachowanie dziecka? Co powoduje, że wymuszając dziecko jest niezwykle konsekwentne i potrafi tak długo płakać aż osiągnie cel?

Otóż, prawda jest przykra: sami tego uczymy dziecko we wcześniejszych fazach wychowania. Po prostu konsekwentnie warunkujemy je na to, że gdy płacze, to dostaje to, czego oczekuje.

Skąd się ten mechanizm bierze? We wczesnych fazach rozwoju dziecko komunikuje się z nami głównie poprzez płacz, bo nie potrafi inaczej informować nas, że czegoś potrzebuje. Kiedy ma mokrą pieluchę albo jest głodne, jak nam o tym mówi? Płacze, prawda? Co się wtedy dzieje. Mama przychodzi i przytula (nagroda), karmi (nagroda), zmienia pieluchę (nagroda). Powoli dziecko uczy się: Gdy płaczę, przychodzi mama i jest lepiej. To bardzo pierwotny mechanizm i trudno nie reagować, kiedy dziecko płacze. Jednak możemy: po pierwsze zbierać informacje wcześniej, zanim zacznie płakać, np. jest zaniepokojone, kręci się itp. Możemy karmić jej o określonych porach, możemy sprawdzać, czy ma sucho, a nie czekać, aż nam o tym zakomunikuje. 

Nie zawsze się to powiedzie, ale nie wytwarzamy wyraźnego łańcucha: bodziec – potrzeba – płacz – reakcja – przyjście mamy – nagroda, czyli procesu prostego warunkowania. Jeśli taki związek nie powtarza się z precyzyjną regularnością, do warunkowania nie dojdzie, bo wymiana pieluchy, karmienie i inne potrzeby będą realizowane również wtedy, kiedy dziecko nie płacze. To samo robimy za smoczkiem. Dziecko płacze, dajemy smoka i dziecko się uspokaja. Kiedy się tego nauczy, to jak je oduczymy kojarzenia smoka ze snem lub spokojem? To jak je oduczymy zasypiania bez smoka? Może oczywiście dostać gryzaka, gdy je swędzą dziąsła, żeby sobie trochę ulżyło w bólu, ale nie wtedy, kiedy płacze z jakiegoś powodu, a my je uciszamy, aby mieć spokój. To są prapoczątki, których mechanizm warto rozumieć. Dziecko zaczyna uczyć się roli płaczu i jego wpływu na mamę czy tatę. Gdy wymusza płaczem również w późniejszym wieku i rodzice ulegają jego presji, robią dziecku dużą krzywdę. Utwierdzają je w narcystycznym przekonaniu, że wszystko im się należy i osiągną to bez problemu – wystarczy poprosić, a jak nie zadziała, użyć tajnego narzędzia, jakim jest płacz. Oczywiście dziecko nie robi tego świadomie tylko intuicyjnie, zostało tego nauczone przez rodziców i korzysta z tej umiejętności.  

środa, 28 listopada 2012

Manipulacje dziecka

Przykład z życia wzięty, znany większości z autopsji, z dzieckiem i mamą w roli głównej rozgrywa się zwykle w markecie. Scena wygląda tak: dziecko leży na podłodze, płacze, krzyczy to mało powiedziane, drze się w niebogłosy i obwieszcza światu, że koniecznie chce tę właśnie zabawkę. Łzy płyną strumieniami, dziecko jest rozgrzane do czerwoności, a obok szaleje bezradna mama, która w kółko powtarza Krzysiu uspokój się, nie krzycz, nie rób cyrku, Krzysiu uspokój się, przestań, idziemy do domu i ciągnie leżące, wierzgające nogami dziecko, które zapiera się, eskaluje swój płacz z każdą sekundą i histeryczne zawodzi coraz bardziej zanosząc się od płaczu.

W pierwszej chwili nie wiadomo komu współczuć: dziecku, które ma "wyrodną matkę" czy mamie, która musi czuć się okropnie?

Co zwykle robi matka? Kupuje dla „świętego spokoju” zabawkę-zachciankę i dziecko natychmiast milknie, zacznie się bawić, a zły nastrój i histeria ustępują jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, albo szarpanina trwa dalej, mama nie wytrzymuje, daje klapsa, szamocze się z dzieckiem z bezradności, potem bierze je siłą na ręce i wynosi ze sklepu. Nie chce dłużej narażać się na oceniające oczy obserwatorów tego „cyrku”. Co to oznacza? Co mamy w konsekwencji? W pierwszym i w drugim przypadku przegrywa matka. Choć w drugim przypadku dziecko nie otrzymuje zabawki, jednak jest to jej porażka, gdyż nie wytrzymuje napięcia i bije dziecko, co jest objawem jej totalnej bezradności wobec jego zachowania. W pierwszym przypadku dziecko zaspokaja swą potrzebę, a matka ulega presji, czyli też okazuje się słabsza.

Każdy z nas był kiedyś świadkiem lub doświadczał sytuacji, w której dziecko coś wymuszało. Trzeba przyznać, że dzieci są znakomitymi uczniami i mają mnóstwo sposobów, aby osiągnąć swój cel. Najczęściej jest to, sprawdzony w wielu sytuacjach płacz, krzyk, tupanie albo obrażanie się. Najczęściej dochodzi do takich zachowań w miejscu publicznym, jak w przykładzie z marketem, i wtedy rodzice są narażeni na ocenę innych osób, co jest dla nich mało komfortowe. Zdarza się to również w domu. Jednak bez względu na miejsce skuteczność takich zachowań jest zadziwiająca. Gdy dziecko wymusza płaczem, rodzice stają się bezsilni wobec konsekwencji dzieci w dążeniu do celu. Nie chcą, aby dziecko płakało, więc ulegają tej presji.

Skąd się bierze takie zachowanie dziecka? Co powoduje, że wymuszając dziecko jest niezwykle konsekwentne i potrafi tak długo płakać aż osiągnie cel?
CDN :-)

czwartek, 22 listopada 2012

Nagradzanie

Żeby nagrody były skuteczne, trzeba pamiętać o pewnych zasadach:
  1. Należy je dobierać indywidualnie do dziecka z uwzględnieniem jego płci, wieku, zainteresowań i potrzeb.
  2. Powinna być bezpośrednio związana z zachowaniem. Należy pamiętać o tym, by wziąć pod uwagę rzeczywisty wysiłek dziecka włożony w wykonanie jakiejś czynności, a nie ostateczny skutek. Na przykład dziecko, które słabo się uczy i włożyło wiele wysiłku, by dostać choćby trójkę. Takie  dziecko zasługuje na nagrodę, mimo że ostateczny rezultat nie jest jeszcze satysfakcjonujący. Jest jednak właściwym krokiem do poprawy stopni.
  3. Ważna jest jednomyślność obydwojga rodziców przy nagradzaniu.
  4. Należy stopniować nagrody w zależności od stopnia osiągnięć (małe osiągnięcie, mały wysiłek   mała nagroda, duże osiągnięcie  duża nagroda).
  5. Powinny być różnorodne i niezbyt częste, aby nie uzyskać efektu „przedawkowania” i uczenia dziecka manipulacji (na przykład uczenia się dla korzyści materialnych)
Nagradzając należy motywować dziecko do działania adekwatnego do jego możliwości, a nie za wszelką cenę, dla rodziców. Ryzykowne jest więc nagradzanie dziecka za osiągnięcia szkolne dla samej nagrody, a nie wynikające z potrzeby poznawczej.

Zbyt częste nagradzanie, bez zrządzania nimi jako wzmocnieniami, może przyczynić się do tego, że dziecko stanie się egoistyczne, samolubne, będzie domagać się wyróżnienia i uznania przy wykonywaniu najprostszych rzeczy (uzależnienie od nagrody).

Szczególnie niebezpieczne jest nagradzanie pieniędzmi i innymi rzeczami materialnymi. Należy pamiętać o tym, że obiecana nagroda musi zostać udzielona. Zapomniana nagroda to rozczarowanie dla  dziecka; powoduje utratę zaufania do rodzica oraz podważa wiarę dziecka w uczciwość rodzica.

Nagradzanie jest zdecydowanie skuteczniejsze niż karanie, które może mieć wiele skutków ubocznych, z których należy zdawać sobie sprawę. Są jednak sytuacje, w których kara może być jedyną skuteczną metodą. Niebezpieczne zachowania dziecka, takie na przykład jak agresja fizyczna wobec innych, słabszych dzieci, wbieganie na jezdnię, dotykanie przewodów elektrycznych… wiążą się ze zbyt dużym ryzykiem, aby pozostawić je bez konsekwencji. Jednak karanie, jak to wielokrotnie podkreślałam, należy traktować jako ostateczność.

Trzeba też pamiętać, że system kar i nagród to tylko jeden z elementów systemu wychowawczego, niekoniecznie najważniejszy. Dzieci uczą się przede wszystkim poprzez modelowanie. Przejmują pewne schematy funkcjonowania w domu; np. takie jak: kto w domu zarządza finansami, kto wymierza kary, podejmuje decyzje…, a także jakie są relacje w domu, jak okazywane są emocje, wyrażane uczucia.

Dziecko staje się wyznawcą rodzinnych wartości i modelu funkcjonowania rodziny. Najważniejsze jest więc dawanie właściwego przykładu do naśladowania ze strony rodziców i innych ważnych dla rodziny osób.

Inspiracją do tego wpisu był artykuł Joanny Gajdy.

czwartek, 15 listopada 2012

KaraNIE

Po wpisie Jeśli już karać, to jak? otrzymałam informację zwrotną, że przydałoby się Wam trochę więcej przykładów, więc dzisiaj uzupełnienie.

Na wstępie podkreślam jeszcze raz, że generalnie opowiadam się za nagrodami jako systemem wzmocnień w procesie wychowawczym. Z założenia wykluczam też kary fizyczne. Kary "rezerwuję" wyłącznie do takich sytuacji, kiedy dziecko wcześniej niewłaściwie wychowywane przestaje reagować na nagrody i kary stają się ostatecznym „ratunkiem”. Uważam jednak, że to powinien być okres przejściowy, mający na celu ponowne przekierowanie procesu wychowawczego w stronę motywacji do osiągnięć, a nie unikania konsekwencji kary.

Wymierzając karę należy dziecku powiedzieć zdecydowanie: Nie pójdziesz dzisiaj do kina, ponieważ (np.) uderzyłeś Stasia w szkole. Oznacza to, ze dziecko dowiaduje, z jakiego powodu zostało ukarane i jak długo ta kara będzie trwać. Kara zawsze dotyczy więc tylko jednego, konkretnego zachowania. Błędem jest, kiedy rodzice mówiąc o karze generalizują. Na przykład mówią: jesteś zły, niegrzeczny, ciągle coś psujesz… Po pierwsze dotykają tożsamości dziecka, co ono też generalizuje i myśli o sobie w kategoriach: jestem cały do niczego. Po drugie dziecko nie wie, za jakie konkretnie zachowanie jest ukarane, więc nie może tego naprawić. Dlatego forma wymierzenia kary ma być sformułowana tak: Zachowałeś się dzisiaj w szkole hałasując podczas lekcji (np. uwaga w dzienniczku od nauczyciela). Z tego powodu nauczycielka musiała kilka razy przerywać lekcję i uciszać cię. 

Od sformułowanej kary nie ma odwołania, chyba że dziecko rozumiejąc przewinienie, samo zaproponuje rozwiązanie naprawcze i ten rodzaj kary okaże się bardziej wychowawczy.

Kary mogą mieć różne formy. Być karami słownymi (np. pouczenie, nagana, ostrzeżenie z konsekwencją sankcji), czasowe lub stałe odebranie dziecku pewnych praw (np. zabronienie mu oglądanie bajki lub pewnych programów w TV), odwołanie zapowiedzianej przyjemności, zlecenie określonej prac mającej na celu wyrównania straty lub szkody albo zaległości w szkole. Jednak należy pamiętać, aby była adekwatna do przewinienia, czyli sprawiedliwa (za małe przewinienie mniej dotkliwa niż za większe), konsekwentna (za to samo przewinienie dziecko otrzymuje różniące się pod względem uciążliwości kary od ojca i matki (raz dziecko nie ogląda bajki, a innym razem musi sprzątać mieszkanie przez tydzień, bo tata był akurat w złym humorze), a także dopasowana do wieku i usposobienia dziecka oraz spójna (obydwoje rodzice są zgodni co do sensowności wymierzenia kary i jej rodzaju).

Przed ukaranie należy poznać motywy dziecka; na przykład inną wagę ma pobicie kolegi ze złości, że nie poczęstował cukierkiem, a inną obrona własna.

Kara odnosi swój wychowawczy skutek, kiedy dziecko rozumie swój błąd i ma gotowość do poprawy. Jest skuteczna wtedy, gdy dziecko jest pewne uczuć rodziców wobec niego i pozytywnych intencji w sytuacji wymierzania kary. Nie może mieć przekonania, że jest to zemsta lub rozgrywka pomiędzy rodzicami. Wtedy poczuje się skrzywdzone i kara minie się z celem. Kara zawsze ma dotyczyć tylko jednego, konkretnego zachowania.

Jakie jest ryzyko stosowania kar? Kary wywołując najczęściej przykre doznania, takie jak strach, wstyd, poczucie niższej wartości, smutek, niepokój, „stymulują” dzieci do kłamstwa, wykrętów, racjonalizacji (zrzucanie jej na kogoś innego, wypieranie winy…). W efekcie zamiast wywierać pozytywny wpływ na dziecko, uczą je manipulacji, osłabiają jego system nerwowy, zaburzają więź z rodzicami. Kara najczęściej nie eliminuje niepożądanego zachowania, a tylko może je na jakiś czas odroczyć, czyli problem pozostaje mimo wymierzenia kary.

Za tydzień więcej o nagradzaniu.

Inspiracją do tego wpisu był dla mnie artykuł Joanny Gajdy.

środa, 7 listopada 2012

Nagradzać? Tak, ale właściwie!

Z badań wynika, że najczęstszym powodem do nagradzania dzieci przez rodziców są dobre wyniki w nauce szkolnej, pomoc w domu i posłuszeństwo, a karania - złe wyniki w nauce… Jest to dyskusyjne, co powinno być przedmiotem nagradzania i karania.

Ja nie nagradzałam syna w jakiś szczególny sposób za wyniki w nauce, tylko motywowałam go zdobywania wiedzy pokazując perspektywę rozwoju. Nagrodą była wyłącznie pochwała, uznanie, jeśli pokonał jakąś trudność, np. zdał trudny egzamin albo napisał klasówkę, która wymagała specjalnego zaangażowania, bo nie był to jego mocny obszar. Z tego wynika, że nagradzałam za osiągnięcie, a nie za fakt nauki. Nagradzanie może być ważne na początku edukacji dziecka, aby wypracować w nim ciekawość świata, poznać jego talenty. Ale im starsze dziecko tym jego świadomość potrzeby uczenia się powinna rosnąć. Powinno coraz lepiej rozumieć rolę edukacji dla jego dalszej kariery. Uważam, że nauka jest inwestycją w siebie i obowiązkiem dziecka, a nie tylko przywilejem, więc nie ma powodu do nagród. Można docenić całoroczny wysiłek dziecka, jego konsekwencję, systematyczności lub pokonanie trudnego do przekroczenia progu. Wtedy nagroda jest całkowicie uzasadniona i to nagroda, o której dziecko marzy. Natomiast ciągłe nagradzania dewaluuje się i może wywołać efekt uczenia się dla nagrody.

Często też zastanawiałam się nad karaniem za złe wyniki. Jeśli dziecko źle się uczy, to znaczy, że nie rozumie wartości wiedzy dla swego przyszłego życia, albo jest mniej zdolne w jakimś przedmiocie, czyli nie ma motywacji do pokonania tej trudności, zrozumienia czegoś… albo jest jakiś problem w rodzinie. Może być też tak, że sami rodzice nie rozumieją wartości wiedzy, więc mogą przekonać dziecko wyłącznie karą.

Pomoc w domu czy posłuszeństwo dzieci wobec rodziców, też nie wymaga nagradzania. To współpraca w rodzinie, wyraz zrozumienia, dlaczego warto umyć naczynia czy posprzątać pokój, dlaczego to jest potrzebne. Ja zostawiałam pokój syna w spokoju mówiąc, że to jego terytorium. Czasem mnie irytowało, że nie sprząta tak często, jak bym chciała, ale musiałam być konsekwentna, skoro miał sam wypracować w sobie potrzebę porządku.

Przykład
Jedna z moich klientek mówiła, że płaci dziecku za dobre stopnie. Mówiła, że to wyzwala w dziecku chęć do nauki i uczy zbierania pieniędzy. Ja konsekwentnie zadawałam jej pytanie, czy zwiększa kwoty w każdej wyższej klasie, bo rosną potrzeby dziecka i co się stanie, kiedy w końcu zabraknie jej pieniędzy. Dziecko przestanie się uczyć? Twierdziła, że nie przestanie. To pytałam: jeśli za „szóstki” dostaje 10 zł, to ile dostanie za średnią powyżej 5 na koniec roku, a potem za zdanie matury i dostanie się na studia.? Pytałam, za co jeszcze mu płaci. Powiedziała, że za sprzątanie, za dotrzymanie słowa, za umycie samochodu ojcu, prawie za wszystko co robi w domu. Pytałam wtedy, na co te uskładane pieniądze wydaje. Na kolegów - powiedziała moja klientka. Aha, Pani „kupuje” syna, a on „kupuje” kolegów. Kupuje ich przyjaźń, swoją atrakcyjność w grupie, swoje poczucie wartości. Jak Pani myśli – zapytałam, czy koledzy będą równie chętnie z nim przebywać, kiedy mu zabraknie kasy, bo nie zda klasówki i nie zarobi? Nie chciała się nad tym zastanawiać, ale po chwili powiedziała: Pożyczę mu… Zapytacie pewnie, z jakim problemem przyszła do mnie ta klientka. Otóż syn ją lekceważył i obrażał, kiedy nie mogła mu dać pieniędzy. Ostatnio doszło już do rękoczynów. Nie chciał iść do pracy, tylko żądał od mamy pieniędzy na utrzymanie. Mąż się z nią rozwiódł, bo rozpuszczała syna, który za wszystko chciał kasę i potrafiła mu oddać wszystko, co zarobiła.. Jak nie dostał pieniędzy, nie chciał nic robić. 

Och, te nagrody! Może łatwiej jest karać!? ;-)


środa, 31 października 2012

Jeśli już karać, to jak?

Częstym błędem w postępowaniu rodziców jest brak konsekwencji w stosowaniu kar i nagród. Niekonsekwentni rodzice nie zdają sobie sprawy, że szkodliwość takiego działania jest bardzo duża. Następuje wówczas kolejne utrwalenie i tłumienie niewłaściwych zachowań, które prowadzi to do zaburzeń trudnych do zlikwidowania. Jak to się dzieje? Otóż dziecko niekonsekwentnie wzmacniane traci świadomość tego, co jest pozytywne, a co nie, gdyż wzmocnienia nie są jednoznaczne, spójne. Raz za ten sam błąd jest słabsza, raz mocniejsza kara, co świadczy o tym, że takie działanie nie jest jednoznacznie złe. Do tej oceny dokonywanej w głowie dziecka dochodzi czasem brak kary za to samo działanie (np. uderzenie kolegi), co zupełnie robi dziecku w głowie mętlik. To jak to właściwie jest… - zastanawia się dziecko, można tak robić czy nie? Taka niespójna postawa rodziców daje też dziecku pole do uczenia się manipulacji. Wystarczy „przyłapać” rodzica na niekonsekwencji albo znaleźć pseudo uzasadnienie swojego zachowania (np. On uderzył pierwszy!) i już unika się konsekwencji.

Kara jest konieczna dopiero wtedy, kiedy pod wpływem nawarstwiających się błędów wychowawczych doszło w postępowaniu dziecka do wypaczeń, czyli zachowań aspołecznych. Wydaje się słuszne stanowisko, według którego umiejętne stosowanie odpowiednio dobranych kar jest konieczne tam, gdzie wskutek popełnionych przez rodziców błędów doszło do niepowodzeń i trudności wychowawczych. Karaniu towarzyszą negatywne emocje: strach, frustracja, napięcie. Przykrość, jaką kara sprawia dziecku, nie może wywoływać w nim stanu beznadziejnego załamania. Taki stan świadczy o nieadekwatności kary do celu,  jakiemu miała służyć, i sile jej oddziaływania. Skutkiem jest kompletna demotywacja i niemoc w działaniu, zamiast zachęty do zmiany zachowania (taka przecież jest intencja wzmacniania). Jeśli brak tej adekwatności oraz życzliwości ukazującej możliwość poprawy może dojść do agresywnych zachowań dziecka. Jest to reakcja bezradności i informacja, że dziecko nie radzi sobie emocjonalnie z całą sytuacją. Potrzeba wtedy rzeczowej rozmowy, zmiany rodzaju kary, zwiększenia świadomości dziecka w kwestii jego błędów. Agresja dziecka jest sygnałem, że jest ono emocjonalnie uzależnione od rodziców, obawia się o utratę ich miłości. Wiąże się z tym utrata bezpieczeństwa, a to podważa podstawę jego funkcjonowania emocjonalnego. Ciągłe przypominanie dziecku winy, odebranie mu zaufania, może wpłynąć negatywnie na relacje z rodzicami i zaburzyć stan emocjonalnej równowagi dziecka.

Aby karać, trzeba umieć kontrolować wymierzanie kar, być niezwykle bezstronnym, sprawiedliwym i radzić sobie z własnymi emocjami. Wiele kar wymierzanych przez rodziców jest niezasłużonych i egzekwowanych w przypływie złego stanu rodzica. Gniew jest złym doradcą, a decyzja podjęta pod wpływem emocji może być błędna i niebezpieczna w skutkach. Pod wpływem gniewu tracimy bezstronność i obiektywizm. A kara, aby spełnić swoją funkcję wychowawczą,  powinna być sprawiedliwa, czyli proporcjonalna do przewinienia. Natomiast brak dystansu powoduje, że wymierzona w gniewie kara bywa zbyt surowa i może spowodować większe zło niż pożytek. Dziecko przestaje się czuć winne, a czuje się pokrzywdzone, ma żal do rodziców i zaczyna wątpić w ich autorytet. Natomiast dziecko ukarane za słabo w stosunku do przewinienia bagatelizuje karę. Z kolei nasze dobre samopoczucie zwiększa tolerancyjność i skłonność do przebaczania, choć kara rzeczywiście powinna być wymierzona. Sprawiedliwa kara powinna być dostosowana do psychofizycznych cech dziecka.

Weźmy sobie też do serca fakt, że kara fizyczna poniża godność dziecka, upokarza je, doświadcza swojej niemocy i bezsilność wobec przewagi dorosłego. To kształtuje jego poczucie niskiej wartości pogłębiając przekonanie, że jest nic nie warte. Natomiast patrząc na przemoc z pozycji obserwatora oceniam ją jako wyraz bezradność nie dziecka tylko rodzica, który nie potrafi poradzić sobie w inny sposób z wychowaniem dziecka.

Pamiętajmy też jako rodzice, że systematyczne karanie powoduje utratę poczucia bezpieczeństwa u dziecka, gdyż przeżywa ono bezradność co zaniża jego samoocenę. Kara staje się więc jednym z mechanizmów regulujących relacje w rodzinie.

Jeśli rodzice czy opiekunowie są niekonsekwentni, trudno im będzie w przyszłości stawiać wymagania wobec dziecka. Niekonsekwencja w postępowaniu rodziców zdecydowanie utrudnia tworzenie się właściwych nawyków prawidłowego zachowania, tworzenia wartości będących podstawą przyszłego życia dziecka i jego tożsamości.

Karanie publiczne może być traumatycznym wydarzeniem dla dziecka, gdyż jego poczucie wartości gwałtownie spada, okazuje się słaby bezradny i ośmieszony, np. wobec rówieśników. Dlatego warto unikać takiej „egzekucji” wobec dziecka i przemyśleć karę zanim ją wykonamy. Natomiast nagradzanie publiczne jest wskazane. Dziecko czuje się dowartościowane. Musimy być jednak przekonani, że dziecko udźwignie to emocjonalnie.

środa, 24 października 2012

Pozwól dziecku być dzieckiem

W wychowaniu stosujemy zarówno nagrody, jak i kary, a każdą decyzję w tej sprawie trzeba dostosować do indywidualnych cech dziecka, do sytuacji, do celu, który chcemy osiągnąć. Kary i nagrody w rękach rodziców są narzędziem wpływu. Rodzice pragną, aby dziecko osiągnęło w życiu te wartości, które sami uważają za ważne. Dzieci mają spełnić oczekiwania rodziców, przejść przez życie pełne sukcesów. Niektórzy rodzice bardzo wcześnie planują przyszłość swoich dzieci (pracę zawodową, sukcesy, warunki życia). Pragną, by dzieci były mądre, wybitnie uzdolnione, pracowite, grzeczne, odpowiedzialne, zrównoważone, obdarzony urokiem osobistym, ambitne... Chcą wychować jednostkę silną, odporną na wszelkie trudności. Często wymagają od dziecka więcej niż jest ono w stanie osiągnąć. Odbierają mu możliwość radosnego przeżywania dzieciństwa. Jeśli dziecko nie realizuje oczekiwań rodziców, rodzi się u niego poczucie winy. Miłość do rodziców karze mu zaspokajać potrzeby rodziców. W rezultacie jego motywacja jest ściśle związana z marzeniami rodziców, a nie jego samego. Skutkiem może być na przykład to, że dziecko uczy się dla rodziców i im przynosi „szóstki”.

Dziecko powinno mieć prawo do bycia tym, kim jest, bycia dzieckiem. Warto, aby rodzice dawali mu prawo do samorealizacji, prawo do swego dziecięcego świata, z którego musi stopniowo, zgodnie ze swoimi możliwościami wyrastać. Wtedy w zgodzie ze swoim potencjałem dojrzewa do coraz większych wyzwań. Z wiarą we własne siły pokonuje coraz trudniejsze zadania i rozwija się zwiększając szansę na własny sukces. Wzrasta w nim potrzeba uznania i osiągania celu. Jest motywowane „do osiągnięć”. W tej fazie potrzebne są pozytywne wzmocnienia nawet najmniejszych rezultatów, ale zgodne z rzeczywistymi osiągnięciami. Nagroda pogłębia więzi uczuciowe dziecka z osobą nagradzającą, daje mu poczucie bezpieczeństwa. Dziecko nabiera przekonania, że jest kochane, doceniane i zdolne do sukcesów.

Przykład: Pamiętam jak grałam z moim synem w warcaby i na początku strasznie się złościł, że ja wygrywam. Tłumaczyłam mu, że gram w warcaby od wielu lat, więc nauczyłam się grać lepiej od niego. Poza tym mam go uczyć, więc nauczyciel zawsze jest lepszy od ucznia. Mówiłam mu, że przyjdzie taki moment, kiedy mnie pokona i ja będę się uczyła od niego, jeśli teraz będzie pilnym uczniem. W przyszłości to on będzie moim nauczycielem. Jednocześnie bardzo uważnie nagradzałam każdy jego „dobry” ruch pochwałą. Kiedy przegrywał, analizowaliśmy jego grę, żeby znaleźć błędy, które doprowadziły do przegranej. Motywowało go to do kolejnej gry, aby naprawić błąd. Czasem, kiedy chciałam utrwalić jakiś jego właściwy nawyk, popełniałam błąd, aby dać mu szansę przewagi. Robiłam to bardzo rzadko, aby być wiarygodną i aby nie zabierać mu szansy uczenia się i dążenie do celu. W miarą jak doroślał, podnosiłam poprzeczkę, później były to szachy. Kiedy w końcu ze mną naprawdę wygrał, był bardzo dumny z siebie, a ja już rzeczywiście nie miałam wiele do powiedzenia. Uznałam, że już go niczego nie nauczę. To był jego sukces, wygrał, bo potrafił wygrać i zmierzyć się z autorytetem. Dzisiaj potrafi dążyć konsekwentnie do celu. Tego jestem pewna.

Stosowanie ciągłych kar i wykazywanie niezadowolenia rodziców ze wszystkiego, co dziecko robi, zniechęca je do wysiłku, paradoksalnie stymulując do porażki. Ostra nagana nastawia negatywnie do wykonywanych czynności, pogłębia niechęć do osiągania celu, który, z czasem, jawi się jako niemożliwy. To demotywuje dziecko do podejmowania prób i stymuluje do racjonalizacji (np. zmniejszenia wartość celu, jakim może być uczenie się). Natomiast nagradzając nawet niewielkie postępy dziecka zachęca się je do kolejnych prób i pokonywania trudności, a więc stymuluje do dalszych postępów i pokonywania własnych barier.

Biorąc to wszystko pod uwagę stwierdzam, że system wychowania rodzinnego jest ściśle uzależniony od więzi uczuciowej. Natomiast warunkiem skutecznego nagradzania jest dobra znajomość dziecka oraz więź oparta na autorytecie, a nie na sile czy władzy dorosłego. Jadwiga Jundziłł twierdzi, że: Dziecko rozsądnie nagradzane potrzebuje własnych sił. Wartość nagrody dostarcza nagrodzonemu pożytecznych przeżyć uczuciowych, które korzystnie wpływają na osobowość – J.  Jundziłł: Nagrody i kary w wychowaniu. 

piątek, 19 października 2012

Kary i nagrody (5)

Ciekawe badania na temat wzmacniania prowadziła K. Skarżyńska. Według niej wychowawca i wychowanek pozostają ze sobą w pewnych stosunkach, które możemy nazwać interakcją wychowawczą. W toku takiej interakcji bardzo rzadko mamy do czynienia wyłącznie z karaniem, zwykle stosuje się zarówno nagrody i kary z tym, że mają one różną siłę. I tak K. Skarżyńska posługiwała się czterema układami nagród i kar:

• silne nagrody i słabe kary,
• silne nagrody i silne kary,
• słabe nagrody i silne kary,
• słabe nagrody i słabe kary.

Z badań Skarżyńskiej wynika, że:

  • jeżeli bierzemy pod uwagę bezpośrednie zmiany w zachowaniu, a szczególnie liczbę zmian, to: stosowanie silnych kar i słabych nagród jest tak samo skuteczne jak stosowanie silnych nagród i silnych kar, natomiast jest bardziej skuteczne niż stosowanie silnych nagród i słabych kar i słabych nagród i słabych kar,
  • jeżeli natomiast uwzględniamy wielkość zmian bezpośrednich (można mówić o jakości zmian), to okazuje się, że największe zmiany pod wpływem karania i nagradzania zaszły w grupie badanych, gdzie stosowano silne nagrody i słabe kary,
  • jeżeli natomiast interesujemy się trwałymi zmianami, a więc utrzymującymi się po dwóch tygodniach, to okazało się, że najbardziej efektywne były silne nagrody i słabe kary, zarówno bowiem liczba zmian, jak i ich wielkość były w tej grupie największe, w przeciwieństwie do grupy, w które posługiwano się silnymi karami i słabymi nagrodami.

Co z tego wynika? Otóż kary, a szczególnie silne kary, wydają się wywierać skutek bezpośredni i krótkotrwały, natomiast silne nagrody skutek inny jakościowo i bardziej trwały.

Skarżyńska proponuje spojrzeć na to jeszcze trochę innym okiem, od strony rodzica, który w wychowaniu niekiedy ma duże dylematy, co zrobić, jaką zastosować metodę, aby odniosło to pożądany skutek.

Nagroda, o czym już pisałam, odczuwana jest przez dziecko jako przyjemność, przynosi zadowolenie, wyraża uznanie rodziców za określone zachowanie czy osiągnięcia. Nagroda jest o wiele skuteczniejsza niż kara, gdyż podtrzymuje i utrwala pozytywne cechy i zachowania dziecka, zachęca je do właściwego postępowania. Dziecko nagradzane nabiera wiary w siebie, zaufania do własnych możliwości, upewnia się w przekonaniu, że spełnia oczekiwania rodziców, że jest kochane i akceptowane. Mówiąc o nagradzaniu mamy na myśli nie tylko różne prezenty, tzw. nagrody rzeczowe w postaci zabawki, słodyczy, książki, ubrania, ale także pochwałę, pieszczotę, wyrażenie aprobaty. Nagrodą może być wspólna wycieczka, wspólna zabawa, spacer, zaproszenie kolegów do domu, wyrażenie swojej radości i miłości. Na przykład: Cieszę się, że mam takiego pracowitego syna. Zrobiłeś mi tym wielką przyjemność.

Teraz trochę badań i teorii, aby uwiarygodnić formułowane tezy i sprowokować Was do własnych przemyśleń. Jak twierdzi Skarżyńska:

  • Nagrody w postaci prezentów powinny wiązać się ze szczególnymi okazjami lub osiągnięciami, np. na zakończenie roku szkolnego, nowy rok, imieniny czy urodziny, czasami też z powodu pokonania przez dziecko wyjątkowych trudności w czytaniu, ortografii, matematyce, czy innej trudnej do przekroczenia bariery. Z obserwacji wynika, że dzieci dostają za dużo prezentów, a odczuwają niedosyt nagród w innej postaci, np. pieszczot, wspólnej zabawy, pochwały, akceptacji rodziców, wyrażenia radości z ich osiągnięć. Nagrodę możemy wcześniej zapowiedzieć, aby dziecko dążyło do jej zdobycia, zwłaszcza gdy ma do pokonania trudności. Na przykład: Jeżeli nauczysz się dobrze czytać w tym roku, to... Możesz liczyć na nową zabawkę, pod warunkiem że...
  • Oczekiwana nagroda niektóre dzieci mobilizuje do wysiłku, do wytrwałości, dokładności, wzmacnia więc pracowitość, podtrzymuje aktywność. Nadmierna ilość nagród uzyskiwanych bez odpowiedniego uzasadnienia demoralizuje i demobilizuje. Dziecku nie zależy już na nowej zabawce, a mama wciąż obiecuje, wciąż przynosi nową lalkę itd. Wartość nagrody maleje, skuteczność nagradzania także.


  • Kara jest odczuwana jako przykrość, niespełnienie oczekiwań, wstyd, upokorzenie, odrzucenie przez rodziców. Trzeba ja dostosowywać do wieku i rozwoju dziecka , a także do rodzaju przewinienia. Dziecko 3-letnie, które nie rozumie, dlaczego nie należy włączać urządzeń elektrycznych, wyjmować szklanych rzeczy z kredensu, niszczyć czegoś itp., można ukarać zwykłym klapsem ze słownym uzupełnieniem, że tego robić nie wolno. W stosunku do dziecka w wieku szkolnym nie stosujemy kar fizycznych, a zawstydzamy je, strofujemy zawsze z uzasadnieniem, motywacją i perswazją.


  • Formy karania mogą być różne, np. wyrażanie dezaprobaty, wymówki, okazanie chłodu uczuciowego, odmówienie dziecku czegoś, do czego było przyzwyczajone, np. wspólnej zabawy, wyrażenie swego zmartwienia, pokazanie przykrości. Kara może przeciwdziałać złym zachowaniom, zniechęcić do złego, ale nie utrwala, nie podtrzymuje postępowania dobrego. Często stosowana, niesprawiedliwa lub zbyt ostra może wywoływać niezamierzone skutki, np. niechęć do karzącego.


  • Błędem jest stosowanie surowych kar za przewinienia błahe, które były popełniane z niewiedzy, przez nieuwagę. Nie można karać za to, że dziecko nie może się czegoś nauczyć, chociaż ciężko nad tym pracuje, bardzo się stara, ale brak mu zdolności lub siły dla zwiększenia rezultatów swej pracy. Gdy dziecko spodziewa się kary za otrzymaną dwójkę, za rozbity wazonik, wówczas stara się ukryć przewinienie lub zaczyna kłamać. Lęk dziecka, brak poczucia bezpieczeństwa nie sprzyjają dobrej atmosferze w domu i efektom wychowawczym. Kara, nawet mała, może skutkować, gdy dziecko będzie przekonane, że jest ona sprawiedliwa i gdy osoba karząca ma autorytet.

  • Podsumowując swoją pracę, Skarzyńska oświadcza: …trzeba być wyjątkowo oszczędny w karaniu. Nierozsądnie czyni wychowawca, który z lenistwa sięga po karę, gdy mógłby zbliżony efekt osiągnąć innymi metodami. Bezpośredni cel osiągnie on, być może, łatwiej niż inni, w ostatecznym rachunku może się jednak okazać, że swym postępowaniem wyrządził wychowankowi więcej szkody niż pożytku.

    Przytoczone cytaty potwierdzają, że kary są skuteczne, ale bezpośrednio i na krótko, a co dalej? Wychowywać to nie oznacza wpływać na dziecko doraźnie, to proces długotrwały, którego efekty mają być widoczne po latach, a nawet przez całe życie. Jeśli więc decydujemy się na karę, znając konsekwencje takiego działania, to należy karać z rozsądkiem.

    środa, 10 października 2012

    Kary i nagrody w wychowaniu (4)

    Jeśli chodzi o długość stosowania nagrody, warto pamiętać o jej adekwatności do zachowania, które chcemy nagrodzić. Zbyt długa, traci swoją wartość i atrakcyjność oraz przestaje motywować. Dlatego lepsza jest nagroda oddziałująca silniej emocjonalnie na dziecko, np. wyjazd na fajną wycieczkę niż codzienne oglądanie bajek w telewizji, które z czasem się znudzą.

    Pozytywny efekt stosowania nagród jest bezsporny dla rozwoju dziecka i stabilizacji jego osobowości. Nagroda wzmacnia wiarę młodego człowieka we własne siły i wyzwala u niego potrzebę uznania i sukcesu. To bardzo pozytywny dla rozwoju dziecka aspekt decydujący często o jego przyszłej karierze zawodowej, radzeniu sobie z sukcesem i porażką w zawodowym życiu, właściwej postawie rodzicielskiej wobec własnych dzieci. Dlatego przytoczę przykład pracy ze swoją klientką, która uczyła się zamieniać kary na nagrody w wychowaniu swojej ośmioletniej córki Agi.

    Przykład:
    W pierwszym kroku przekonałam moją klientkę o tym, że nagrody są skuteczniejszym narzędziem wychowania od kar. Klientka do tej pory komunikowała się z córką głównie  poprzez kary, tzn.  straszyła ją konsekwencjami. Jej problemem, jako matki, była trudność w egzekwowaniu obowiązków od swojej córki Agi. Chodziło o dokładne mycie zębów i rąk, odrabianie lekcji w ustalonym przez mamę czasie, porządkowanie zabawek po zabawie. Do tej pory mama, aby zmusić córkę do wykonywania obowiązków, nieustannie ją pouczała. Mówiła: jesteś niegrzeczna, nie słuchasz mamy, nie potrafisz wykonać prostej czynności…, i groziła jej karami: pójdziesz do kąta, zabiorę Ci komputer, nie będziesz przez tydzień oglądać TV, nie będziesz grała w gry komputerowe z Kasią, nie pojedziemy do Zosi, abyś mogła się z nią pobawić na placu zabaw… Był to restrykcyjny sposób wychowania oparty wyłącznie na negatywnych wzmocnieniach, czyli karach. Moja klientka skarżyła się, że sobie nie radzi, bo musi wymyślać ciągle nowe kary, gdyż stare już nie działają, a o wykonanie jakiejś czynności trzeba wielokrotnie prosić córkę. Zwykle kończy się to awanturą, dziecko płacze, a ich relacje są bardzo złe. Aga była smutna, coraz bardziej agresywna i ostatecznie wykonywała polecenia z płaczem. Nie uczyła się natomiast motywować do zrobienia czegoś, o co prosiła mama, widząc korzyści z tego, że to zrobi.

    Zaproponowałam zmianę koncepcji wychowania. Wytłumaczyłam mechanizm kar i nagród oraz szkodliwość tego, że dziecko ucieka przed karą, zamiast wdrażać pozytywne zachowania, takie na przykład jak dokładne mycie zębów czy sprzątanie zabawek. Umówiłyśmy się więc, że mama obieca córce, że pojadą do sklepu, aby kupić wszystkie niezbędne dekoracje i wspólnie udekorować pokoju Agi na jej imprezę urodzinową. Warunkiem zakupu dekoracji i wspólnego dekorowania było dokładne sprzątanie zabawek po zabawie oraz zabieranie się do lekcji zaraz po powrocie z basenu, aby nie zostawiać tego do wieczora, kiedy córka jest już zmęczona. Kiedy więc Aga zaczynała ociągać się z odrobieniem lekcji, mama pytała tylko, czy chce, aby wspólnie udekorowały pokój na urodziny, bo jeśli tak to jutro po szkole mogą kupić już część rzeczy. Wtedy przypominała o ustaleniu reguł gry. Kiedy deklarowała gotowość zakupu dekoracji, wtedy rozmowa schodziła na to, co mogłyby kupić i Aga ochoczo, zmotywowana, zasiadała do lekcji. Trwało to około tygodnia. Do dnia imprezy urodzinowej Aga wdrożyła się do odrabiania lekcji po basenie. Impreza świetnie się udała, a pokój bardzo podobał się jej koleżankom (co było dodatkowym, silnym pozytywnym wzmocnieniem). To pośrednio motywowało Agę, aby utrzymywać porządek w tak ładnym pokoju. Mam pytała: Agusiu, czy może być taki bałagan w tak ładnym pokoju? Szkoda, żeby były porozrzucane zabawki, bo nie widać pięknego drzewa na ścianie. Wszyscy patrzą na bałagan. To było motywatorem, który działał lepiej niż ciągłe restrykcje. Pozostało wdrożyć córkę do regularnego sprzątania zabawek. Szukałyśmy pomysłów na pokazywanie korzyści. Część dekoracji w pokoju trzeba było zdjąć, ale pewne elementy pozostały, np. duże drzewa i kwiaty namalowane na ścianie, którą pokryły zmywalną farbą. Zasłonki były fikuśnie podwiązane, a w rogu pokoju stał specjalny namiot w którym był materac do siedzenia i niska półka z książkami. Mama umówiła się więc z Agą, że zabawki mogą być tylko na tym materacu i kiedy zasłonią płachty namiotu bałaganu nie było widać. W namiocie było więc wygodne miejsce, gdzie można było się bawić bez konieczności codziennego układania zabawek na półkach, ale trzeba było przenieść zabawki do namiotu i zasłonić namiot. Wtedy pokój nabierał innego wyglądu akceptowanego przez mamę i tatę. Ośmioletniej córce bardzo podobał się ten pomysł. Była zadowolona, że nie będzie musiała codziennie układać zabawek, będzie miała miejsce do swobodnej zabawy, a pokój będzie wyglądał ładnie. Pilnowała, aby zgromadzić zabawki na materacu i zasłaniać namiot.

    Jeśli chodzi o mycie zębów mama zaczęła sprawdzać, czy na jej córkę bardziej działają argumenty, że jak będzie dokładnie myć zęby, to nie będzie musiała chodzić do dentysty. Czy też skuteczniejsze będzie uniknie bolesnego borowania, aby załatać dziury, które się zrobią w wyniku braku dokładnego mycia. W sumie lepiej działało unikanie bólu i świadomość, że jak pójdzie na przegląd do dentysty pokaże mu piękne zdrowe zęby.
    Moja klientka zauważyła też, że mniej się kłóci z córką i łatwiej jej jest się z nią dogadać. Również Aga wydawała się być radośniejsza.

    Kara pozornie wydaje skuteczniejsza się od nagrody, gdyż przynosi skutek natychmiastowy. Dziecko ukarane przestaje się źle zachowywać, zaczyna płakać, przepraszać, obiecywać poprawę. Kara nie stanowi jednak czynnika utrwalającego dobre przyzwyczajenia i właściwe nawyki. Raczej utrwala przykry stan, którego dziecko chce unikać, ale nie kreuje nawyków właściwych. Dziecko dostaje informację, czego nie robić, a nie co ma robić, choć przerywa niekonstruktywne działanie. Dlatego system wzmocnień i każdą decyzję w tej sprawie trzeba dostosować do indywidualnych cech dziecka, do sytuacji, do celu, który chcemy osiągnąć, i cech osobowych dziecka.
    Kary trzeba dostosowywać do wieku i indywidualnej wrażliwości naszego dziecka. Bardzo wrażliwemu dziecku wystarczy upomnienie, widok zmartwionej matki, ostrzejsze zwrócenie uwagi, rozmowa i wytłumaczenie, na czym polega niewłaściwość postępowania. Dziecko mniej wrażliwe wymaga surowszych reakcji z naszej strony. Stąd kara jeszcze bardziej niż nagroda musi być dopasowana do wrażliwości dziecka i wynikać z naszej znajomości reagowania dziecka. Tu rola rodzica jest bardzo ważna. Należy bowiem przewidywać jej skuteczność. Nie ma sensu stosować kary tylko dlatego, że dziecko postąpiło w sposób niewłaściwy. Kara musi służyć konkretnemu celowi. Aby dziecko uczyło się właściwego postępowania, powinno rozumieć intencję i celowość jej stosowania.

    Moim zdaniem, warto stosować karę dopiero wtedy, gdy jako rodzic, wyczerpiemy wszystkie inne sposoby osiągania celu. Gdy nie pomaga perswazja, upomnienia, „zawstydzanie”, prośby i polecenia. Jeżeli pomimo kilkakrotnego upominania, wykazywania niewłaściwości postępowania, przypominania nie widzimy skutków naszych działań. Może też być konieczna kiedy dziecku grozi niebezpieczeństwo, bo wtedy chcemy, aby unikało określonych zachowań. W takich sytuacjach najpierw karę zapowiedzmy jako konsekwencję jego niewłaściwego działania. Warto, aby dziecko wiedziało, że jest to kolejna, mocniejsza forma wpływu na jego zachowanie wobec nieskuteczności innych. Dziecko powinno rozumieć tę eskalację naszych żądań i rozumieć, że kara jest konsekwencją nieskuteczności poprzednich metod. Jeśli więc w dalszym ciągu nie mamy rezultatu, pozostaje zapowiedziane ukaranie dziecka.

    Przykład:
    Brzmi to mniej więcej tak: Kilkakrotnie rozmawialiśmy o wyrzucaniu śmieci. Wiesz, że każdy z nas ma swoje obowiązki i dzięki temu jedno z nas nie musi robić wszystkiego (tu jest sformułowana korzyść ze współpracy dla dziecka również), dzielimy się obowiązkami. Wynoszenie śmieci należy do twoich obowiązków. Ponieważ nie stosujesz się do ustalonych reguł, będę zmuszona Cię ukarać. Nie będziesz mógł grać w swoje ulubione gry, dopóki nie zaczniesz wyrzucać śmieci. Masz 2 godz. na decyzję. Liczę na to, że rozumiesz potrzebę utrzymania porządku w domu… Jeśli nie odpowiada Ci ten rodzaj współpracy (chodzi o wyrzucanie śmieci), możesz ustalić ze mną lub z tatą, co chcesz robić zamiast tego.

    To rozmowa z dzieckiem w wieku co najmniej 7 lat, kiedy podział obowiązków w domu jest naturalną konsekwencją życia w rodzinie. Jednak pamiętajmy, że kara to ostateczność. Pozostaje nam ukaranie dziecka, jeśli inne formy perswazji zawiodą. Karzemy stosownie do wieku, okoliczności i rodzaju przewinienia. Inaczej dziecko czuje się bezkarne, będzie utrwalało złe zachowanie, lekceważyło polecenia dorosłych i swoje obowiązki. Trzeba też pamiętać, że wielokrotne proszenie o na przykład wyniesienie śmieci mija się z celem. Wystarczy dwa, góra trzy razy, aby zapowiedzieć sankcję. W przeciwnym razie dziecko zacznie lekceważyć nasze prośby i będziemy prosić miesiącami. Najmniej wychowawcze jest tu wykonanie pracy za dziecko z powodu braku naszej wytrwałości i konsekwencji w egzekwowaniu zadania. Wtedy na pewno nie zacznie wdrażać się w obowiązki domowe. Nauczy się wyłącznie tego, że jeśli wystarczająco długo nie będzie reagowało na polecenie czy prośbę, rodzic wykona prace za nie. Zapewniam Was, że konsekwencja dziecka w testowaniu wytrwałości rodzica jest zadziwiająca. Taka postawa rodzica świadczy o nieskuteczności naszego wychowania i lekceważącej postawie dziecka wobec rodzica. To zaburzona relacji z dzieckiem. Dlatego ważna jest elastyczność i kreatywność rodziców w stosowaniu tych wzmocnień oraz ogromna konsekwencja. Wsparciem może tu być myślenie, że wykonując czynności za dziecko działamy na jego szkodę. Po pierwsze nie uczy się danej czynności, nie wdraża się w obowiązki, a poza tym zaczyna uczyć się manipulacji oraz racjonalizacji (jak nie wyrzucę mama wyrzuci za mnie i mam spokój… przecież odrabiam lekcje, nie mam czasu, a mama czyta gazetę…).

    Właściwie sformułowana kara polega na motywowaniu dziecka, pokazywaniu mu korzyści z posiadania danej umiejętności lub unikaniu określonych zachowań ze względu na ich szkodliwość lub bezpieczeństwo dziecka. Jeśli dziecko działa bez zrozumienia istoty swego postępowania In plus lub In minus, nie rozumie restrykcyjnych wymagań, które ma spełnić, albo czuje się wykorzystywane, będzie się buntować.

    Przykład:
    Można to sformułować na przykład tak: Nie zgadzam się, jako rodzic, na używanie przez Ciebie narkotyków w żadnej formie. To szkodliwe dla Twojego zdrowia i może zagrażać Twojemu życiu. Każdą formę złamania tego zakazu będę karać surowo izolacją od osób, które mogą być związane z narkotykami oraz dodatkowo możliwością korzystania z komputera. Wiem, że jest to bardzo surowa kara, ale zależy mi na Twoim zdrowiu i bezpieczeństwie. Czy rozumiesz dlaczego tego od Ciebie oczekuję?

    Wybierając rodzaj kary należy unikać kar odbieranych przez dziecko jako niesprawiedliwe lub niezrozumiałe, a także kar, które mogą dziecku zaszkodzić. Jako psycholog i matka nie akceptuję kary do jakiej odwołują się rodzice kiedy nie mają innych argumentów, sposobu poradzenia sobie z dzieckiem w określonej sytuacji. To jest agresja słowna i fizyczna, czyli bicie, okazywanie przemocy, bez odwoływania się do wrażliwości i przeżyć dziecka. Częściej więc należy stosować odmówienie dziecku przyjemności (np. odwołanie niedzielnego pójścia z nim do kina, zrezygnowanie ze wspólnej zabawy, odkupienie zniszczonej rzeczy z zaoszczędzonych w skarbonce pieniędzy), niż bicie, które jest jednoznaczne z okazaniem przez rodzica bezradności.

    Karanie jest bardziej złożonym mechanizmem psychologicznym niż nagroda. Ma na celu wyeliminowanie pewnych zachowań czy czynności i doprowadzenie do spadku intensywności tych zachowań. Paradoksalnie, ma intencję pozytywną polegającą na zastosowaniu czynnika każącego budzącego strach i lęk (ma uchronić dziecko przed czymś) oraz negatywną, polegającą na wycofaniu nagrody, co powoduje zawód, żal, a także gniew. Siła kary powinna być, w związku z tym, w dużym stopniu zindywidualizowana. To, co przez jedno dziecko jest odbierane jako kara dotkliwa, dla drugiego może nie mieć najmniejszego znaczenia. Zbyt słaba kara może nie wywierać pożądanego wpływu na zachowanie, z kolei kara zbyt mocna prowadzić może do powstania lęku, związanego z całą sytuacją karania, a więc także i osobą każącą oraz czynnością, której dotyczy.

    W związku z tym, że kara jest informacją dla dziecka, czego ma nie robić, a nie co ma robić, jej wartość wtedy ma skutek wychowawczy, jeśli jest omówiona z dzieckiem. Kiedy dziecko rozumie jej intencje. Warto więc, aby dziecko uczestniczyło w tym procesie aktywnie i na przykład samo zaproponowało sposób postępowania w podobne sytuacji w przyszłości. Wspólnie z rodzicem szukało rozwiązania i aktywnie działało na rzecz zmiany.

    czwartek, 4 października 2012

    Kary i nagrody w wychowaniu (3)

    W literaturze nie ma jednolitego poglądu na temat skuteczności kar i nagród. Koncepcja zaprzecza koncepcji, choć sprawie tej poświęcono wiele badań. Większość autorów opowiada się za stosowaniem w nauczaniu i wychowaniu zarówno kar, jak i nagród. Jako mniej skuteczne uważa się stosowanie wyłącznie nagród, a jeszcze mniej – tylko kar.

    Są i takie koncepcje, których autorzy opowiadają się za wyeliminowaniem w ogóle kar i nagród, czyli jakichkolwiek wzmocnień, z życia dziecka. Zakładają bowiem, że nagroda jest sugestią dla dziecka i pewną manipulacją rodziców kierującą jego uwagę w stronę tego, co ma robić, a kara wyzwala negatywne emocje nie dając dziecku wyboru, co robić, jak uczyć się na bazie własnych doświadczeń, bez „manipulacji” rodziców. Kara w tym ujęciu byłaby informacją od rodziców, czego nie robić, czyli sugestią wynikającą z ich systemu wartości określającą, co jest dobre, a co złe. Nie wiem, jak może być w życiu realizowany taki model, bo przecież nawet uśmiech mamy jest nagrodą dla dziecka. Mowa ciała to przecież 55% komunikatu. Jednak są zwolennicy takich koncepcji dających dziecku kompletnie samodzielne uczenie się – przynajmniej w teorii.

    Kary i nagrody sterują działaniem dziecka, dostarczając mu informacji o wynikach czynności. Nagroda informuje o sukcesie: wtedy dziecko jest pozytywnie nagradzane i nie ma powodu do zmiany swego działania. Nagrodę definiuje się więc jako wszelkie pozytywnie odczuwane konsekwencje zachowania. To pozytywne odczuwanie, nagroda, jako jeden z podstawowych regulatorów postępowania, odgrywa rolę pozytywnego wzmocnienia w stosunku do poprzedzających ją zachowań. Przyczynia się zatem do ich utrwalenia i zwiększa prawdopodobieństwa wystąpienia w przyszłości. Jest pozytywnie kojarzona z bodźcem ją wywołującym, tworząc proces warunkowania. To tak jakbyśmy oglądali piękny widok zachodzącego słońca, czemu towarzyszyłaby jakaś  muzyka. Kiedy to wrażenie jest wystarczająco mocne, czyli wywołuje silne pozytywne emocje (miłości, bliskości…), to kiedy usłyszymy ponownie tę muzykę, przypomni nam się obraz zachodzącego słońca. Działa to również odwrotnie: kiedy zobaczymy zachód słońca, powracają emocje i muzyka z tym związana, czyli sytuacja zakotwiczona w emocjach.

    W węższym znaczeniu, nagroda to jeden ze świadomie stosowanych zabiegów wychowawczych, służący ukształtowaniu pożądanych społecznie zachowań. Kara natomiast informuje o porażce, skłaniając do skorygowania czynności i zmiany zachowań, choć może też obniżyć motywację do osiągnięć. To samo rozumowanie dotyczy więc kary co nagrody. Tak samo jak nagroda jest zmianą sytuacji na pozytywną dla jednostki, tak kara jest zmianą sytuacji na negatywnie przez nią odbieraną.

    Kara to wszelkie odczuwane przez jednostkę jako przykre konsekwencje jej zachowania: wpływa hamująco na zachowanie, po którym następuje. Może też pobudzać do zachowań w kierunku jej uniknięcia. W życiu społecznym kary występują zarówno w postaci regulatorów zewnętrznych, jak i wewnętrznych (wyrzuty sumienia, poczucie winy), odgrywając rolę instrumentu kontroli grup społecznych nad jednostką. 

    Kara w pedagogice, jako jeden z świadomie stosowanych zabiegów wychowawczych, zmierza do powstrzymania jednostki od zachowań społecznie niepożądanych oraz wytworzenia wewnętrznych mechanizmów zapobiegających ich występowaniu. Warunkiem skuteczności kary jest między innymi określenie zachowań podlegających karaniu, możliwość wyboru zachowań alternatywnych, akceptacja osoby karzącego oraz norm, w imię których kara zostaje wymierzona.

    Największą efektywność, wynikającą z łącznego posługiwania się nagrodami i karami, można wyjaśnić największą częstością i różnorodnością nagród i kar. Utrwala się zachowanie pożądane i hamuje (choćby okresowo) zachowania niepożądane, niezgodne z celami wychowania.

    W przypadku operowania samymi nagrodami następuje utrwalenie się zachowań pożądanych, nie są natomiast tłumione zachowania niepożądane. Gdy operuje się tylko karami, następuje tylko tłumienie (często wyłącznie okresowe) zachowań niepożądanych. Szczególnie niekorzystny wpływ mają kary naruszające nietykalność i godność osobistą.

    W świetle rozmaitych teorii uczenia się kwestia nagród i kar przy utrwalaniu lub eliminowaniu czynności okazała się bardzo złożona i kontrowersyjna. Wiele sporów toczy się wokół podważania skuteczności karania. Przykładem jest zjawisko recydywy u przestępców. Przeciwnicy karania twierdzą, że kary bywają szkodliwe. Nie mówię o karach cielesnych, często stosowanych w formie przemocy, które przeczą zasadom humanitarnym. Wywołują też szkody w psychice dziecka generując strach, prowadząc do frustracji i nerwic. Trzeba jednak pamiętać, używając kar jako narzędzia wychowania, że kary cielesne nie tłumią zachowań agresywnych, lecz przenoszą agresję na inne osoby.

    Badania nad karami jako narzędziem wychowawczym w szkole potwierdziły skuteczność oddziaływania kary na zachowanie się uczniów. Warto jednak zadać sobie pytanie, jak ta skuteczność wytrzymuje próbę czasu. Z innych badań wynika bowiem, że skuteczność kar wygasa z czasem. Trzeba byłoby powtarzać co jakiś czas bodźce związane z karą, aby utrzymywać efekt uczenia. Jeśli chodzi o nagrody, ich efekt w czasie wygrywa z karami. Bazując na silnym wzmocnieniu emocjonalnie pozytywnym są efektywniejszym narzędziem wychowania i uczenia. Dzieci lepiej i przyjemniej kojarzą pozytywne emocje związane z nagrodą i utrwalają na długo pożądane zachowania.

    Współcześnie, w pedagogice, postuluje się ograniczenie stosowania kar na rzecz umiejętnego wprowadzania wzmocnień pozytywnych, czyli nagród. Nadmierny rygoryzm, stosowanie kar zbyt surowych, niezrozumiałych, wywołujących poczucie krzywdy, powodujących niezaspokojenie podstawowych potrzeb psychologicznych dziecka, może prowadzić do deformacji jego osobowości – jak sugerują pedagodzy.

    Będąc wychowawcą, czy rodzicem, który zamierza stosować nagrody, musimy zorganizować takie wzmocnienia, które rzeczywiście są atrakcyjne, bo może się zdarzyć, że nasza chęć nagrodzenia przyniesie odmienny skutek, od pożądanego. Przytoczę tu przykład zaczerpnięty z książki Krzysztofa Konarzewskiego: Pewna studentka została nagrodzona publiczną pochwałą za to, że po dłuższym okresie bierności wzięła udział w dyskusji podczas uniwersyteckich zajęć. W następstwie tej pochwały zamilkła na dobre do końca semestru, mimo że – jak pokazał egzamin – zupełnie dobrze orientowała się w materiale. Publiczna pochwała zadziałała na nią paraliżująco, onieśmielając ją do reszty.

    Kiedy mówimy o wzmocnieniach pozytywnych i negatywnych, warto uświadomić sobie pewne parametry tych narzędzi procesu wychowania:
    - częstość występowania, powtarzalność kary czy nagrody,
    - rodzaj wzmocnienia, czyli kary i nagrody,
    - czas wystąpienia po nagradzanym czy karanym wydarzeniu,
    - przewidywalność kary czy nagrody,
    - wiek dziecka, który wiąże się ze zrozumieniem kary czy nagrody,
    - długość jej stosowania, czyli jak długo trwa nagroda czy kara,
    - ważność osoby, która ją wymierza,
    - cechy osobnicze dziecka, np. odporność na frustrację, potrzebę osiągnięć, samoocenę… (niewłaściwe wzmocnienia, brak konsekwencji u rodziców mogą mieć negatywny wpływ na tworzenie się poczucia wartości u dziecka).

    Co z tego wynika? Otóż nie należy przesadzać z częstością stosowania tej samej nagrody w określonych sytuacjach, gdyż prowadzi to do efektu nasycenia i nagroda przestaje pełnić swoją rolę. Zachodzi potrzeba różnicowania nagrody proporcjonalnie do wartości pozytywnego działania dziecka. Mam tu na myśli konieczność dostosowana nagrody do nagradzanego zachowania. Warto też, na ile to możliwe, patrzeć oczami dziecka, czyli wybierać nagrody, które zdaniem dziecka, w jego ocenie są ważne. Dziecko ma przecież swoje marzenia, na coś szczególnie zwraca uwagę, coś jest dla niego ważniejsze, a coś mniej ważne. Znając dziecko możemy przewidzieć, z otrzymania jakiej zabawki będzie bardziej zadowolone.

    Wartość nagrody zależy również od jej przewidywalności. Bardziej cieszy i lepiej odczuwana jest nagroda postrzegana jako większa od spodziewanej. Dlatego to, co może wspomóc wychowawcę czy rodzica w utrzymaniu atrakcyjności nagrody, jest jej różnicowanie oraz okoliczności jej stosowania. Dlatego lepiej wręczyć dziecku nagrodę ważną dla dziecka i w obecności ważnych dla niego osób. Wtedy będzie postrzegana jako większa, bardziej znacząca. Nie może jednak być to rzecz, która nie budzi zainteresowania dziecka, bo wtedy traci wartość pozytywnego wzmocnienia.

    Inna, ważna kwestia, decydująca o skuteczności nagród to ustalenie czasu jej wystąpienia po zachowaniu, które chcemy nagrodzić. Otóż rodzic powinien do niezbędnego minimum skrócić czas do nagrodzenia, aby wyraźnie skojarzyć pozytywne działanie z nagrodą.

    Jeśli chodzi o rodzaj nagrody, to w przykładowej klasyfikacji nagród Pani J. Jundziłł przyjęto następujący podział:
    • Nagradzanie uznaniem, pochwałą (podziw, przytulenie, aprobata, okazywanie miłości). Nagradzanie uznaniem może wyrażać się uśmiechem, mrugnięciem oka, poklepywaniem po ramieniu, pocałunkiem, miłym słowem. Uznanie musi być proporcjonalne do włożonego wysiłku i chęci. Uważa się, że pochwała podnosi samoocenę, wzmacnia zachowanie pożądane. Powinna być dostosowana do wieku dziecka i jego stopnia rozwoju. Młodzież chce by traktować ją poważnie.
    • Nagradzanie przez sprawianie przyjemności – bawienie się z dzieckiem w jego ulubiona zabawę, przyjacielska rozmowa, czytanie dziecku przed snem jeśli to lubi lub opowiadanie mu bajek…
    • Obdarzenie zaufaniem. Dzieci czy młodzież oczekuje, a wręcz żąda zaufania. Dowody zaufania w oczach rodziców są motywujące, gdyż dziecko dostaje informację od rodziców, że jest traktowane poważnie. Warto jednak, by rodzic różnicował wagę spraw, w stosunku do których ufa dziecku i dopasowywał poziom zaufania do wieku dziecka, a także jego wiedzy o zachowaniach dziecka. Czasem młodsze dziecko jest dojrzalsze niż starsze.
    • Wspólne atrakcyjne spędzenie czasu (wspólny spacer, wyjazd, wycieczka, impreza, wyjście do kina).

    środa, 26 września 2012

    Kary i nagrody w wychowaniu (2)

    Jeśli odpowiedzieliście sobie na pytania postawione w poprzednim wpisie, warto przeanalizować swoją postawę rodzicielską. W tym obszarze nasuwają się następujące pytania:

    - z jakimi doświadczeniami wkraczaliście do tego związku,
    - dlaczego zdecydowaliście się na ten związek (z miłości, z rozsądku, byłam starą panną/kawalerem więc wypadało, chciałam bogatego męża, rodzice chcieli, żebym już wyszła za mąż, zaszłam w ciążę...)?
    - jakie były Wasze „domy rodzinne” (z tradycjami – np. spotkania rodzinne we wszystkie święta, imieniny…, rytuałami – na przykład zawsze każdy przygotowywał coś innego do jedzenia, lub inaczej – była część oficjalna, potem śpiewy, gra na instrumentach, tańce…, była struktura spędzania wolnego czasu, gry…)?
    - jacy byli Wasi rodzice (opiekuńczy, kochający, tolerancyjni, wymagający, karzący, panował system obowiązków, kompletnie nie interesowali się dziećmi, cały czas nie było ich w domu, bo pracowali…)?
    - jakie relacje były w domu rodzinnym (ciepłe, partnerskie, tylko wspólne usługi i obowiązki, chłodne, w zasadzie same wymagania)?
    - jakie były pozycje matki i ojca w domu rodzinnym, czyli kto decydował, trzymał finanse…?
    - czy w Waszym domu była przemoc, alkohol...?
    - jakich wzmocnień (kar i nagród) używali Wasi rodzice:

    • czy były kary i nagrody,
    • czy tylko kary (czy było wśród kar bicie),
    • czy tylko nagrody,
    • jakie kary najbardziej pamiętasz,
    • jaka nagroda utkwiła Ci w pamięci?
    Kiedy uświadomimy sobie ten cały system oddziaływań, relacji, dominacji, postaw i zachowań naszych rodziców, łatwiej będzie nam przeanalizować zależność i wpływ tych postaw na naszą postawę rodzicielską. Zdarza się, że kiedy my, jako rodzice, nie akceptowaliśmy jakichś zachowań swoich rodziców, bezkrytycznie stosujemy zachowania przeciwne. Sprzeciwiamy się swoim rodzicom generalizując, a nie analizując związki tych zachowań z naszymi zachowaniami, kiedy byliśmy dziećmi. To najczęstszy motyw działania. Często też towarzyszy nam myślenie, że skoro nam było źle, to będziemy teraz dbać o to, by dziecko miało lepiej,  niejako rekompensując sobie nasze braki w tym zakresie. Na przykład moja koleżanka, pochodząca ze wsi, opowiadała mi, że chodziła do szkoły piechotą, często nie miała pieniędzy na dobre buty w zimie. Wspomina to, oczywiście, jako bardzo przykre doświadczenie. Jako matka postanowiła wozić dziecko do szkoły. Kierując się dobrą intencją narażała dziecko na opinię maminsynka w oczach kolegów. Chłopiec zaczęło mieć bardzo negatywne skojarzenia ze szkołą. 

    Powracam do samych wzmocnień czyli kar i nagród jako narzędzi procesu wychowania. Nie analizuję jednak jeszcze rodzaju kar i nagród. Wrócę do tego później. Teraz piszę o wzmocnieniu jako mechanizmie oddziaływania na dziecko.

    Problem wzmocnień wywołuje mnóstwo dyskusji, wątpliwości i sporów zarówno wśród rodziców, jak i osób zajmujących się zawodowo sprawami wychowania. Każdy ma swoje doświadczenia i przekonania. Można podać wiele świadczących o tym przykładów. Co rodzic, to koncepcja, często sprzeczna u obydwu rodziców. Zwolennicy kar podkreślają ich wartość wychowawczą, przeciwnicy uznają za przeżytek, przyczynę lęków, nerwic. Są zdania, że kary generują kłamstwa jako sposób radzenia sobie z brakiem posłuszeństwa lub postawy agresywne u dzieci. Nie ma też jednolitego poglądu na rolę nagrody w wychowaniu. Każda rodzina ma tutaj pewne tradycje lub doświadczenia wzięte z autopsji i od nich w dużej mierze zależy częstotliwość karania i nagradzania.

    W niektórych rodzinach panuje surowa atmosfera wychowawcza: dzieci są często karane, a rzadko chwalone. W innych odwrotnie, dzieci się chwali, a rzadko karze. Ja miałam bardzo tolerancyjnego ojca, który w ogóle mnie nie karał, jeśli chodzi o wyniki w nauce, był natomiast bardzo czuły na to, kiedy wracam do domu. Obawiał się o moje bezpieczeństwo, gdyż jako mała dziewczynka zgubiłam się w dużym mieście podczas wakacji. To doświadczenie spowodowało, że chciał mnie bez przerwy kontrolować. Wyznaczał mi dokładną drogę ze szkoły do domu i kiedy nie było mnie na czas, bardzo się martwił. To spowodowało mój brak orientacji w otoczeniu. Wracałam do domu stale tą samą drogą i nie uczyłam się poruszać w mieście, w którym żyłam. W rezultacie bardzo słabo znam swoje rodzinne miasto i często muszę się mocno „nagimnastykować”, aby dotrzeć gdzieś na czas.

    czwartek, 20 września 2012

    System wzmocnień, czyli kary i nagrody w wychowaniu

    Kiedy przegląda się literaturę związaną z systemem wzmocnień w wychowaniu dzieci, spotyka się wiele rozmaitych podejść i interpretacji, z których każde, zdaniem autora, ma swoje uzasadnienie. Pracując jako psycholog i trener NLP (Neuro-Linguistic Programing) oraz wychowując własne dziecko, zebrałam bagaż doświadczeń, którymi chcę się z Wami MATKI i OJCOWIE podzielić. W swojej praktyce spotkałam zarówno mądre, świadome swojej roli matki, jak i ojców nastawionych na pełnienie swojej funkcji rodzicielskiej. Częściej jednak zdarzało się odwrotnie, czyli rodzice przychodzili z kłopotami wychowawczymi albo, po prostu, przychodziło jedno z rodziców. Najczęściej była to matka, która miała zarówno kłopoty z dzieckiem, jak i mężem (partnerem), który nie wspierał jej w procesie wychowania. Czasem było też tak, że ojciec kompletnie nie rozumiał swojej roli i proces wychowania spoczywał na matce, a czasem jej rolą było edukowanie zarówno dziecka, jak i męża. Niestety zdarzało się również, że rodzice rywalizowali o dziecko, zwykle działając kompletnie sprzecznie ze sobą. Takie, postępowanie oceniam jako działanie bardzo szkodliwe dla dziecka.

    Zanim przejdę do analizy roli oraz skuteczności kar i nagród, kilka słów o tym, czym tak naprawdę są te wzmocnienia, zdefiniuję pojęcie procesu wychowania, a także przedstawię strukturę tego procesu. Opiszę również kilka przypadków: podam przykłady sytuacji, z którymi rodzice nie potrafili sobie skutecznie poradzić.

    Proces wychowania kojarzy się rodzicom z miłością, dawaniem dziecku tego, czego sami nie mieli lub po prostu byciem z dzieckiem na co dzień. Intuicja rodzicielska często bywa jedynym drogowskazem wyznaczającym rodzicom kierunek działania i ocenę, co jest dobre, a co złe dla dziecka. Tymczasem proces wychowania to zaplanowana, świadoma, często żmudna praca na rzecz dziecka, o czym, niestety, rzadko myślimy, kiedy planujemy je mieć. Zgodnie z definicją, jest to systemem czynności osób wychowujących (rodziców, opiekunów i wychowawców) oraz wychowanków, umożliwiający dzieciom zmianę w pożądanym kierunku. Ten pożądany kierunek wyznacza kształtowanie i przekształcanie uczuć, przekonań i postaw (społecznych, moralnych, estetycznych, religijnych), kształtowanie woli i charakteru oraz wszechstronny rozwój osobowości. Proces wychowawczy ma zatem charakter celowy, planowy i jest rozłożony w czasie. Historycznie, istotą wychowania jako pewnej praktyki społecznej, było przygotowanie młodych ludzi do życia w danej społeczności w celu zachowania jej ciągłości. Pełniło więc funkcje adaptacyjną, stwarzało podstawę egzystencji.

    Struktura procesu wychowania jest zatem realnym składnikiem obiektywnej rzeczywistości i obejmuje:
    • planowy cel wychowawczy,
    • sytuacje wychowawcze zachodzące w określonym środowisku, w którym ten proces
    zachodzi, ma miejsce,
    • doświadczenia wynoszone z sytuacji wychowawczych,
    • wyniki procesu wychowawczego.

    Piszę o tym dlatego, że rodzice rzadko rozumieją proces wychowawczy i swoją w nim rolę jako zaplanowany cel wychowawczy, którego naturalną konsekwencja są doświadczenia dziecka i wynik tych doświadczeń, czyli coś co dziecko przyswaja. Świadomość tych wszystkich elementów dopiero pokazuje złożoność procesu, z jakim rodzice mają do czynienia. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie ma szkoły dla rodziców, tak jak na przykład funkcjonują szkoły rodzenia. Tradycje rodzicielskie są zwykle przenoszone z pokolenia na pokolenia i to stanowi największe zagrożenie. Schematy wychowawcze są bowiem powielane, często zupełnie nieświadomie, bez analizy ich szkodliwości lub przydatności. Znaczy to, że matka czy ojciec nie zdają sobie sprawy ze znaczenia bagażu, jaki wnoszą w życie swojej rodziny. Dlatego zanim przystąpimy do analizy wzmocnień warto abyście, jako rodzice, zdefiniowali cele wychowawcze, jakie stawiacie przed Waszymi dziećmi. Jest to kilka pytań na które warto znaleźć odpowiedzi:

    - w jakich obszarach chcecie rozwijać własne dziecko (już gdy ma ok. roku można się nad tym zastanawiać)?
    - jakie są jego (ich) potrzeby: rozwojowe, zdrowotne, edukacyjne:

    • z czym są największe kłopoty wychowawcze?
    • co jest jego mocną stroną (jeśli chodzi o naukę lub zabawę)?
    • co jest jego słabą stroną (jeśli chodzi o naukę lub zabawę)?
    • co może być zagrożeniem dla jego rozwoju osobowego?
    • co może być zagrożeniem dla jego edukacji?

    - jakie zdradza talenty?
    - co chce robić z motywacją do działania, czyli co je interesuje?
    - jak rozwija się w społecznie:

    • jak komunikuje się z rówieśnikami?
    • jak nawiązuje relacje?
    • w jakim wieku dzieci wybiera do zabawy czy koleżeństwa?
    • jak zachowuje się w relacjach z rówieśnikami: czy jest wycofany i podporządkowany, czy przyjmuje rolę przywódcy, czy jest kreatorem pomysłów, czy raczej ich wykonawcą?

    - jakie doświadczenia (pozytywne, negatywne) spotkały nasze dziecko (dzieci) i jaki to miało wpływ na jego rozwój, zachowanie, postawę, przekonania, życie…; czy było to konstruktywne doświadczenie (dziecko nauczyło się czegoś nowego), czy traumatyczne (dziecko unika, boi się okresowych sytuacji)?

    To jest dopiero fragment diagnozy. Takich pytań, znając swoje dziecko, możecie postawić więcej.

    środa, 12 września 2012

    Skutki nadopiekuńczości (2)

    Zdarza się, że dziecko nadopiekuńczej matki podejmuje próby samodzielności. Często jednak kończy się to jego porażką, gdyż nie trenowało tej umiejętności. Jest upośledzone społecznie, bezradne, nie potrafi budować partnerskich relacji. Jest kaleką psychiczną z rozwarstwioną tożsamością i zaburzoną samooceną.

    Jeśli dziecku udaje się częściowo „uciec” spod opiekuńczych skrzydeł matki, to może dojść do tzw. „podwójnego życia”. W takiej sytuacji dziecko w domu zachowuje postawę uległości wobec matki, jest posłuszne i spełnia jej życzenia, a poza domem realizuje swoje potrzeby związane z komunikacją społeczną. Dziecko zmaga się z rozszczepieniem na poziomie tożsamości, wartości, zarówno wobec matki, jak i rówieśników. Uczy się manipulacji, strategii działania opartej na kłamstwie i wzmacnianiu egocentryzmu umożliwiającego realizację własnych korzyści. Jest prawdopodobne, że ten mechanizm zostanie przeniesiony w dorosłe życie w jego rodzinie.

    Podczas jednego ze szkoleń, gdy uczyliśmy asertywności, jedna z uczestniczek ze łzami w oczach opowiedziała nam o swoim problemie z matką. Obie kobiety mieszkają naprzeciwko siebie, więc matka zawsze wie, że córka wróciła do domu (zapalone światło). Natychmiast dzwoni i prosi ją o odwiedziny. Dla matki nie ma znaczenia, czy córka ma coś do zrobienia, czy jest zmęczona – nieważne: Musisz mi córeczko opowiedzieć, co u ciebie. Na wszelkie próby odmowy reaguje albo obrażeniem się, albo manipulacją: Już mnie nie kochasz! No tak, mogę tu się przewrócić i umrzeć, a ty nawet nie będziesz o tym wiedziała! Ty nigdy nie masz dla mnie czasu! Zapominasz o starej matce, moje życie nie ma dla ciebie znaczenia! I temu podobne teksty. Biedna kobieta, ofiara nadopiekuńczości, żeby ukryć, że wróciła do domu, NIE WŁĄCZAŁA ŚWIATŁA!

    Nadopiekuńczość to jeden z najtragiczniejszych paradoksów, jaki można sobie wyobrazić w świecie natury: kierując się miłością, chcąc jak najlepiej dla dziecka matka robi mu krzywdę. W dodatku sama nie jest w stanie wyjść z tego patologicznego kręgu. Bezwzględnie potrzebuje pomocy z zewnątrz, aby nauczyć się pozycji dysocjacji, która dopiero stwarza możliwość analizy przyczynowo-skutkowej, czyli analizy konsekwencji swoich działań. Trzeba koniecznie dodać, że uświadomienie sobie tych konsekwencji jest prawdziwym dramatem matki, która zaczyna rozumieć tragizm swoich działań dyktowanych „miłością”. Wtedy najpierw potrzebna jest głęboka praca z matką („wyprostowanie” modelu roli rodzica w rozwoju dziecka, uwolnienie z poczucia winy za krzywdy wyrządzone dziecku…), a potem z dzieckiem, które potrzebuje przejść wszystkie wcześniejsze fazy socjalizacji w swoim rozwoju (uniezależnienie emocjonalne, samodzielność, odpowiedzialność, relacje rówieśnicze…).

    Nadopiekuńcze matki walcząc o utrzymanie własnego sensu życia, którym jest dalsza kontrola nad życiem dziecka, potrafią zniechęcać je do podejmowania życiowych wyborów związanych z opuszczeniem domu. Są nieobliczane w swej manipulacji emocjonalnej używając poczucia winy, czyniąc z dziecka ofiarę własnych interesów. Potrafią konsekwentnie wkraczać we wszystkie decyzje zagrażającej ich obecności w jego życiu. Czy nie jest to paradoks miłości - miłość, z założenia nastawienie na dziecko, kontra egoizm wywołany lękiem przed odrzuceniem, skierowany przeciwko niemu?

    Nadopiekuńczość wyzwala więc kolejny dylemat dziecka: partner czy matka? To trudny wybór dla dziecka wychowywanego w nadopiekuńczym modelu. Często ta decyzja przerasta dziecko i kończy się rozstaniem z ukochaną osobą i życiem z matką w poczuciu krzywdy, niesprawiedliwości i niepotrzebnego poświecenia.

    Nadopiekuńczość w ocenie obserwatorów traktowana jest jako łagodna forma krzywdzenia dziecka, a czasem nawet jako przejaw miłości mający zabarwienie pozytywne. Jest bagatelizowana i najczęściej pozostawiona bez pomocy specjalisty. Dzieje się tak dlatego, że środowisko nadopiekuńczego domu jest hermetyczne, ma tendencję do zamykania się przed światem i ingerencją otoczenia, jako zracjonalizowaną obawą o zły wpływ. Dlatego bardzo istotna jest rola osób obserwujących ten proces w rodzinie, bez względu na więzi łączące je z takim patologicznym środowiskiem. Osobom z zewnątrz łatwiej dostrzec te zaburzone relacje. To może być na przykład nauczyciel, który dostrzega nietypowe zachowania dziecka wychowywanego w takim domu. To może przyjaciel rodziny, sąsiadka lub nawet koleżanka z pracy. Zapewniam Was, że będzie to największy prezent, jaki można podarować tej rodzinie. To przerwanie patologicznego kręgu i ratunek dla wielu pokoleń… Im wcześniej zostanie zdiagnozowane taka nieprawidłowa relacja matka-dziecko, tym lepsze rokowanie i rezultaty terapii.

    środa, 5 września 2012

    Skutki nadopiekuńczości

    Konsekwencje mogą być niestety przerażające dla dziecka: brak rozwoju emocjonalnego, społecznego (otoczenie jest źródłem zagrożeń), psychoruchowego i poznawczego. To przyszły odludek stroniący od ludzi. Może stać się społecznym i intelektualnym „kaleką” i nawet w dorosłym życiu potrzebować obecności matki przy podejmowaniu decyzji.

    Dzieci matek nadopiekuńczych są przez nie sterowane nawet w dorosłym życiu i nie mogą (a też oczywiście nie potrafią) podejmować samodzielnych decyzji, iść własną drogą, nie zgadzać się z matką, mieć inny punkt widzenia (na przykład w sprawie swojego partnera życiowego). Każda próba samodzielności kończy się buntem lub wzbudzaniem poczucia winy ze strony matki. Konsekwencją takiej postawy jest pełna dominacja matki w życiu dziecka, pomijającej fakt jego dojrzewania. Każda próba uwolnienia się dziecka spod tej dominacji spotyka się z szantażem emocjonalnym. Ta adoracja staje się tak silna, że wpływa na wszystkie inne dziedziny życia. Matka izoluje się od przyjaciół i w ogóle świata zewnętrznego rezygnując ze swoich potrzeb czy marzeń. Staje się "ofiarą" dziecka, a dziecko - paradoksalnie - "ofiarą" matki, czyli tworzy się krąg patologicznych postaw, schematów myślenia i działania. Interesujący jest fakt, że matka nie ma świadomości tych wszystkich mechanizmów i ich konsekwencji dla późniejszych faz życia dziecka, nie wyłączając dorosłości.

    Nadopiekuńczość toruje drogę egocentryzmowi i postawie roszczeniowej, która może się rozwijać się w kierunku manipulacji otoczeniem w celu zaspokojenia swoich potrzeb. Tym samym zanika komunikacja wprost, czyli definiowanie swoich potrzeb, przy akceptacji potrzeb innych, kiedy nie jesteśmy w centrum zainteresowania. Brak współpracy z rówieśnikami, tolerancji, gotowości do dzielenia się, pomagania… Zachowań niezbędnych w rozwoju społecznym. Nie rozwijają się postawy altruistyczne. To zdecydowanie zaburza nawiązywanie i rozwój relacji z rówieśnikami. Często powoduje nasilenie egocentryzmu, racjonalizowanego negatywną oceną otoczenia oraz ucieczkę od rówieśników w bezpieczne środowisko domowe. Postawa wycofania się dziecka z relacji ze środowiskiem rówieśniczym prowadzić może do wyobcowania. Podświadomie pozytywny wizerunek samego siebie, wysoka samoakceptacja „wdrukowywana przez matkę”, spotyka się brakiem akceptacji ze strony rówieśników. To wytwarza dysonans poznawczy, którego konsekwencją jest poczucie niesprawiedliwości, krzywdy i niezrozumienia tego, co dzieje się w zewnętrznym świecie. W dziecku rodzi się konflikt wewnętrzny: zadaje sobie pytanie z poziomu tożsamości (kim właściwie jestem?), wartości (co jest dla mnie ważne?), przekonań (co myślę o sobie?) i nie dostaje, spójnej jednoznacznej odpowiedzi od matki i otoczenia. To wyzwala mechanizm racjonalizacji i generalizacji (koledzy są głupi, nie znają się na niczym, nie warto z nimi przebywać, bawić się, zazdroszczą mi, są niesprawiedliwi…). Te oceny pozwalają zachować tożsamość, ale wyzwalają wrogość do otoczenia i w konsekwencji izolację społeczną. W przeciwieństwie do „złego otoczenia” mama zawsze „wygrywa” i staje się bezpieczną emocjonalnie „wyspą”. Taka negatywna, z punktu widzenia dziecka, konfrontacja z rówieśnikami wzmacnia więź dziecka z matką, gdyż pozwala udowodnić jej niezbędność.

    Brak treningu w budowaniu własnej odpowiedzialności i rozumieniu konsekwencji swoich działań, brak autokontroli i odpowiedzialności za siebie może być powodem bezkrytycznego szukania wsparcia w grupie antyspołecznej, patologicznej społecznie, gdzie możliwe jest zaspokajanie potrzeb egocentrycznych i niekontrolowanej destrukcji.

    Paradoksalność tej sytuacji polega na tym, że matka, działając z dobrą intencją, uzależnia dziecko od siebie i oczekuje za „lata poświęcenia” i bezwarunkowej miłości, rewanżu w dorosłym życiu dziecka. Chce w dalszym ciągu wywierać na nie wpływ i nie pozwolić dorosłemu, traktowanemu cały czas jak dziecko, na samodzielność i odpowiedzialność za własne życie. Matka nie rozumie patologii swoich zachowań i nie potrafi spojrzeć na cały proces wychowawczy oczami dziecka, czyli z punku widzenia jego potrzeb. Nie jest świadoma destrukcji, jakiej jest autorem.

    piątek, 31 sierpnia 2012

    Nadopiekuńczość (2)

    Postawa nadopiekuńczej matki sprowadza się do ochrony dziecka przed całym światem, czyli wszystkim i wszystkimi, którzy potencjalnie są źródłem zagrożenia. Dziecko nie uczy się zjawisk występujących w otaczającym świecie, bo jest od nich izolowane, nie identyfikuje zagrożeń typu ostre, gorące, za wysokie, z tego samego powodu nie rejestruje ciągu myślenia przyczynowo-skutkowego (Jeśli włożę rękę do gorącej wody, to się sparzę), bo zawsze jest “pod strażą” mamy. Źródłem wiedzy jest przypadek, do którego dziecko nie jest gotowe, gdyż nie gromadzi niezbędnej wiedzy życiowej i nie zbiera doświadczeń. Proces uczenia się jest więc u takiego dziecka mocno modyfikowany przez ograniczenie środowiskowe. Za tym podąża ograniczenie procesów poznawczych.

    Bez względu na powód generujący postawy nadopiekuńcze matki te traktują swoje dzieci jak własność, a nawet jedność ze sobą. Wyraża się to brakiem akceptacji dla traktowania dziecka jako odrębnej jednostki. Takie dziecko nie ma prawa rozwijać swojego indywidualizmu i realizować własnych planów życiowych.
    Jeżeli dzieckiem jest chłopiec, matka przenosi na niego swoje uczucia wobec męża, którego nie ma lub w relacji z którym nie realizuje się jako kobieta w małżeństwie. Mały chłopiec staje się jedynym mężczyzną w domu i na nim skupie się cała jej uwaga. On staje się „jej małym mężczyzną” i ma „zastąpić” męża. Matka, w zamian, staje się ekspertem od jego potrzeb, jednocześnie wykonując bez najmniejszego sprzeciwu wszystkie obowiązki za dziecko .

    Nadopiekuńczość matki wywołuje u dziecka poczucie zagrożenia, wzmaga lęk przed zewnętrznym światem i otoczeniem społecznym, wyzwalając mechanizm koncentracji na sobie. Dziecko staje się egoistą i egocentrykiem, co jest generatorem postaw roszczeniowych zarówno wobec matki, jak i otoczenia. Budowanie poczucia wartości zostaje zaburzone, gdyż silnie pozytywnie kształtowany wizerunek dziecka w domu, nie wytrzymuje konfrontacji ze środowiskiem rówieśniczym, gdzie jest odrzucane i nieakceptowane. Środowisko rówieśnicze wymaga postaw współpracy, akceptacji, dzielenia się, tolerancji, ustępowania…, których dziecko nie potrafi.

    Nadopiekuńczość to również wzięcie odpowiedzialności za losy i życie dziecka. Taka matka wie lepiej, czego dziecko, młodzieniec i dorosły mężczyzna potrzebuje, więc staje się wyrocznią sterującą jego życiem. Musi ( nie chce) więc wykonywać często proste czynności (takie jak pakowanie tornistra, organizacje dnia, szykowania śniadania…). Musi z trzech powodów: bo jest nadopiekuńcza, odpowiedzialna za jego losy i dlatego, że dziecko tego się nie nauczyło. Staje się więc niezbędna, co uzasadnia zwrotnie jej nadopiekuńczość.

    Kiedy dziecko staje się dorosłe i przychodzi moment opuszczenia, domu pojawia się ambiwalencja w uczuciach wobec matki. Moment „wyfrunięcia z gniazda” jest oddalany przez dziecko, gdyż potrzeba samodzielności, akceptowanej społecznie, kłóci się z uczuciami wobec matki. Nie można jej przecież zostawić, krzywdzić zaspokajaniem własnych potrzeb, ale również brak gotowości do takiej samodzielności. Lęk przed porażką w dorosłym życiu, do którego dorosły już człowiek nie jest gotów emocjonalnie oraz społecznie, hamuje taka potrzebę.

    Kolejnym problemem jest wybór partnera życiowego, czy decyzja o małżeństwie. To jawi się w oczach dorosłego już człowieka jako sytuacja zagrożenia. Dla matki odejście dziecka w samodzielne życie jest też trudne, gdyż traci szansę na kontynuowanie nadopiekuńczości, czyli sens życia. Dróg jest kilka. Można zniechęcić dziecko do wyboru partnera poprzez jego negatywną ocenę (tak samo jest z każdym następnym partnerem), sukcesywne niszczyć zawarty związek poprzez ingerencję w jego najbardziej nawet intymne sfery, szerząc w nim destrukcję, albo wejść w rolę porzuconej, niekochanej matki – czyli budowanie poczucia winy. Wtedy reakcją matki jest pozorna zgoda na życiowe wybory dziecka, lecz towarzyszy jej silna manipulacja emocjonalna nierzadko przybierająca formę wyrafinowanego szantażu. Brzmi to mniej więcej tak: jak sobie poradzisz beze mnie, jestem nieszczęśliwa gdy cię nie ma, denerwuje się bardzo. Towarzyszy temu niewerbalna sygnalizacja poczucia porzucenia, krzywdy, nieszczęścia. Pojawiają się pytania: czy twój partner jest ciebie wart, czy on na ciebie zasługuje? czyli poddawanie w wątpliwość wartość partnera, jest skąpy, egoistyczny – czyli ocena, często kompletnie nieuzasadniona, kto się będzie tobą opiekował tak, jak ja? – czyli pozorna troska, czy jeszcze nie za wcześnie na ślub? – czyli kwestionowanie decyzji życiowych…. Cały ten asortyment powodów kwestionujących decyzję wynika z zagrożenia i obawy, że matka bezpowrotnie straci dziecko, a tym samym straci sens życia i w dodatku staje się niepotrzebna. To motywuje ją do „chorej” walki o dziecko.

    Czujecie pewnie pewien cynizm płynący "spod mojego pióra". Nie, to zimna analiza możliwości, mechanizmów patologii, która wymaga dystansu wobec zachowań matki, niestety bardzo bezwzględna. Jednak bez tej dysocjacji umożliwiającej ich zrozumienie nie byłaby możliwa skuteczna pomoc.

    niedziela, 26 sierpnia 2012

    Nadopiekuńczość

    Może brać się ze złych wzorców z domu rodzinnego, sprzeciwu wobec najbliższego otoczenia, poczucia winy, długo oczekiwanego małżeństwa… Powodów może być wiele. Nie ma sensu omawiać wszystkich, bo wkraczamy w zawiłe mechanizmy psychologiczne. Lepiej skoncentrować się na konsekwencjach takiej postawy, tym bardziej że w każdym przypadku należy przeanalizować przyczyny indywidualnie, bo praca terapeutyczna z tego typu matką czy rodzicami od tego się zaczyna. 

    Postawa nadopiekuńcza to typowa postawa rodzicielskiej miłości, która z dobrą intencją przekracza granice zdrowego rozsądku, zabierając dziecku szansę rozwoju motorycznego i poznawczego. W dodatku jest wielce prawdopodobne, że wychowywane w nadopiekuńczym domu dziecko powieli ten mechanizm w swojej rodzinie. W ten sposób to patologiczne zachowanie jest przekazywane z pokolenia na pokolenie. Chęć wyręczania dziecka w niemal każdej czynności jest typowym sposobem działania nadopiekuńczego rodzica, który, nieświadomy zła, jakie wyrządza dziecku, chce je zastąpić w wykonywanych przez nie czynnościach bądź uchronić je przed zagrożeniami świata zewnętrznego. Hamuje w ten sposób dziecięcą ciekawość poznawczą, potrzebę nabywania doświadczeń, chęć poznawania świata i eksperymentowania. 

    Kiedy o tym piszę, przypomina mi się film pt. „Ray”. Jest w nim wspaniała scena, w której matka  powstrzymuje się od pomagania niewidomemu dziecku. Przeżywając ogromne katusze, patrzy na swojego płaczącego malca, który na czworaka szuka wyjścia i błaga ją o pomoc. Staczając ze sobą walkę, matka nie udziela mu pomocy, żeby przygotowywać syna do życia w ciemności. Mobilizuje go w ten sposób do doskonalenia innych zmysłów, które przejmą rolę wzroku. Matka „naraża” (pod kontrolą) dziecko na przykre doświadczenia, gdyż ma świadomość, że nie będzie mogła całe życie go wspierać. Jest nieprawdopodobnie dojrzałą matką, która pozwala dziecku eksperymentować w poznawaniu świata. 

    Dorosły Ray Charles, bo o nim – oczywiście – jest ten film, poruszał się bez laski. W swoim długim życiu niejednokrotnie walczył z przeciwnościami, nigdy się nie poddawał i nie użalał nad sobą. Osiągnął niebywały sukces jako niewidomy kompozytor, pianista i wokalista. Duża w tym zasługa jego mądrej matki, która nauczyła go wytrwałości w osiąganiu celów. Patrząc na jej zachowanie niejeden widz pomyślał: Co za wredna matka! Ciekawe, jak potoczyłoby się życie Raya, gdyby mamusia “zatroszczyła się” o bezpieczeństwo biednego, niewidomego dziecka ubezwłasnowolniając go emocjonalnie. Czy powstałyby takie utwory, jak Georgia on My Mind, Hit the Road Jack, Unchain My Heart i wiele innych?

    Zachęcam do refleksji.

    środa, 15 sierpnia 2012

    Błędy rodziców

    Na wstępie chcę podkreślić, że moją intencją jest wspieranie, a nie ocenianie kogokolwiek, kto wychowuje dzieci. Piszę o błędach, żeby sprowokować rodziców (opiekunów) do refleksji, a nie oskarżać. Podziwiam ich za pracę 24 godziny na dobę przez prawie całe życie, odpowiedzialność i koszty emocjonalne, jakie ponoszą. Mam dla nich ogromny szacunek i dlatego chcę im pomóc. Tym bardziej, że sama jestem matką.

    Chcę też wykreować pojęcie "zawód rodzice", aby zwrócić uwagę na potrzebę doskonalenia się w tej profesji, choć nią w rzeczy samej nie jest. Zależy mi na tym, by wychowujący dzieci byli świadomi tego, co robią. Żeby wiedzieli, jakie skutki w przyszłości wywołają ich obecne wybory. Chcę również wpłynąć na zmianę sposobu myślenia o pomocy psychologicznej czy pedagogicznej świadczonej rodzicom. To jest taka sama porada, jak u innych specjalistów. Zamiast "uczyć się na dziecku", eksperymentować, co jest dla niego dobre a co złe, czy nie lepiej skorzystać z wiedzy doświadczonego fachowca?

    Dziecko to nasz najcenniejszy skarb, a jednocześnie potencjał, którego nie wolno zmarnować. Żal mi  wielu talentów, które nigdy nie rozkwitły, bo rodzice nie mieli wiedzy, a nauczyciele byli niedouczeni...

    Rozpocznę więc od zdefiniowania najczęściej spotykanych – w mojej praktyce – błędów popełnianych przez rodziców (opiekunów):

    1. Nadopiekuńczość, czyli zabieranie samodzielności dziecku.
    2. Bezkrytyczne powielanie błędnych schematów z domu rodzinnego.
    3. Brak relacji z dzieckiem.
    4. Niewłaściwe nagradzanie.
    5. Budowanie egoizmu dziecięcego (nadmierna koncentracja na potrzebach dziecka, brak    asertywnej odmowy).
    6. Wzmacnianie postawy manipulacyjnej u dziecka.
    7. Brak spójności obojga rodziców – jednolitej postawy w wychowaniu dziecka.
    8. Koncentracja na drugim dziecku kosztem pierwszego, zapominanie o nim, traktowanie go podmiotowo zwłaszcza we wczesnych fazach rozwojowych.

    Kolejne wpisy poświęcę na omówienie tych błędów. Jeżeli chcielibyście coś dodać do tej listy, proszę o komentarz.

    środa, 8 sierpnia 2012

    Czy psycholog może pomóc?

    Rodzice, mimo że tak bardzo kochają swoje dzieci, często je krzywdzą   działając z dobrą intencją. Jak to jest możliwe?


    Nikt nas, niestety, nie uczy bycia rodzicami, choć to najważniejsza wiedza dla każdego wychowującego dziecko. Nie możemy studiować bycia rodzicem, choć pewnych elementów tej wiedzy dostarcza psychologia czy pedagogika. Jednak prezentowana, przy okazji, nie jest to wiedza systemowa, uporządkowana, nastawiona na pracę z rodzicami. (Gdyby tak było, nauczyciele nie popełnialiby tak licznych błędów wychowawczych). Dlatego chcę edukować rodziców i pomagać im w ich trudnej pracy wychowawczej, gdyż nie mają wielu możliwości uczenia się, jak rozwiązywać problemy dotyczące własnych dzieci. Postanowiłam tę pracę, trwającą prawie całe życie, nazwać zawodem, który wymaga ciągłej edukacji na kolejnych poziomach rozwoju ich dzieci i umiejętności dorastania razem z nimi.

    Spotkałam się w swojej praktyce z różnymi postawami rodziców wobec tej edukacji i stosunku do osób, które mogą fachowo im pomóc. Okazało się, że rodzic często nie potrafi zaakceptować roli ucznia. Dla niektórych pójście do psychologa po poradę jest czymś wstydliwym. Mimo że żyjemy w XXI wieku, wielu rodziców wizytę u specjalisty od wychowania traktuje jak przyznanie się do porażki, jak swoisty wyrok. Zamiast iść na skróty i pozwolić sobie na uczenie się rzeczy, które decydują o przyszłości własnego dziecka, wolą na nim eksperymentować, nie biorąc pod uwagę, jakie to będzie miało wpływ na ich rozwój. Widzę tu pewną niekonsekwencję: jeśli boli nas ząb, idziemy do dentysty, a nie wyrywamy go sami, kiedy zaś mamy problemy z własnym dzieckiem, stajemy się domorosłym specjalistą i sprawdzamy, jak długo dziecko będzie tolerować nasze błędy… Kto mi wytłumaczy, dlaczego psycholog jest inaczej traktowanym specjalistą niż przykładowy dentysta? Czy przypadkiem nie myślimy wtedy o sobie w stylu: Co ludzie pomyślą o mnie, kiedy potrzebuję pomocy psychologa?, zamiast pomyśleć o potrzebach dziecka. Albo tak: Nie radzę sobie z wychowaniem własnego dziecka, więc lepiej to ukryć w zaciszu domowym niż poradzić się specjalisty, którego przecież obowiązuje tajemnica zawodowa? Albo: Jak to, ja nie poradzę sobie z wychowaniem własnego dziecka? Przecież moi rodzice nie chodzili do żadnego psychologa i wychowali mnie na ludzi, prawda? Często spotykałam taką postawę rodziców skoncentrowanych na sobie, zamiast myśleć o dziecku. Kiedy wreszcie decydowali się przyjść po pomoc, błędy wychowawcze wyżłobiły już swoje piętno na psychice dziecka. Proces „naprawczy” wymagał wtedy niejednokrotnie dużo więcej energii i czasu niż wart był tego sam problem. Ważne jednak, że w końcu rodzice poddawali się w tej walce ze sobą i decydowali na skorzystanie z pomocy. A ilu rodziców tego nie zrobiło i po latach zastanawiali się nad tym, co stało się z ich dzieckiem?