środa, 26 września 2012

Kary i nagrody w wychowaniu (2)

Jeśli odpowiedzieliście sobie na pytania postawione w poprzednim wpisie, warto przeanalizować swoją postawę rodzicielską. W tym obszarze nasuwają się następujące pytania:

- z jakimi doświadczeniami wkraczaliście do tego związku,
- dlaczego zdecydowaliście się na ten związek (z miłości, z rozsądku, byłam starą panną/kawalerem więc wypadało, chciałam bogatego męża, rodzice chcieli, żebym już wyszła za mąż, zaszłam w ciążę...)?
- jakie były Wasze „domy rodzinne” (z tradycjami – np. spotkania rodzinne we wszystkie święta, imieniny…, rytuałami – na przykład zawsze każdy przygotowywał coś innego do jedzenia, lub inaczej – była część oficjalna, potem śpiewy, gra na instrumentach, tańce…, była struktura spędzania wolnego czasu, gry…)?
- jacy byli Wasi rodzice (opiekuńczy, kochający, tolerancyjni, wymagający, karzący, panował system obowiązków, kompletnie nie interesowali się dziećmi, cały czas nie było ich w domu, bo pracowali…)?
- jakie relacje były w domu rodzinnym (ciepłe, partnerskie, tylko wspólne usługi i obowiązki, chłodne, w zasadzie same wymagania)?
- jakie były pozycje matki i ojca w domu rodzinnym, czyli kto decydował, trzymał finanse…?
- czy w Waszym domu była przemoc, alkohol...?
- jakich wzmocnień (kar i nagród) używali Wasi rodzice:

  • czy były kary i nagrody,
  • czy tylko kary (czy było wśród kar bicie),
  • czy tylko nagrody,
  • jakie kary najbardziej pamiętasz,
  • jaka nagroda utkwiła Ci w pamięci?
Kiedy uświadomimy sobie ten cały system oddziaływań, relacji, dominacji, postaw i zachowań naszych rodziców, łatwiej będzie nam przeanalizować zależność i wpływ tych postaw na naszą postawę rodzicielską. Zdarza się, że kiedy my, jako rodzice, nie akceptowaliśmy jakichś zachowań swoich rodziców, bezkrytycznie stosujemy zachowania przeciwne. Sprzeciwiamy się swoim rodzicom generalizując, a nie analizując związki tych zachowań z naszymi zachowaniami, kiedy byliśmy dziećmi. To najczęstszy motyw działania. Często też towarzyszy nam myślenie, że skoro nam było źle, to będziemy teraz dbać o to, by dziecko miało lepiej,  niejako rekompensując sobie nasze braki w tym zakresie. Na przykład moja koleżanka, pochodząca ze wsi, opowiadała mi, że chodziła do szkoły piechotą, często nie miała pieniędzy na dobre buty w zimie. Wspomina to, oczywiście, jako bardzo przykre doświadczenie. Jako matka postanowiła wozić dziecko do szkoły. Kierując się dobrą intencją narażała dziecko na opinię maminsynka w oczach kolegów. Chłopiec zaczęło mieć bardzo negatywne skojarzenia ze szkołą. 

Powracam do samych wzmocnień czyli kar i nagród jako narzędzi procesu wychowania. Nie analizuję jednak jeszcze rodzaju kar i nagród. Wrócę do tego później. Teraz piszę o wzmocnieniu jako mechanizmie oddziaływania na dziecko.

Problem wzmocnień wywołuje mnóstwo dyskusji, wątpliwości i sporów zarówno wśród rodziców, jak i osób zajmujących się zawodowo sprawami wychowania. Każdy ma swoje doświadczenia i przekonania. Można podać wiele świadczących o tym przykładów. Co rodzic, to koncepcja, często sprzeczna u obydwu rodziców. Zwolennicy kar podkreślają ich wartość wychowawczą, przeciwnicy uznają za przeżytek, przyczynę lęków, nerwic. Są zdania, że kary generują kłamstwa jako sposób radzenia sobie z brakiem posłuszeństwa lub postawy agresywne u dzieci. Nie ma też jednolitego poglądu na rolę nagrody w wychowaniu. Każda rodzina ma tutaj pewne tradycje lub doświadczenia wzięte z autopsji i od nich w dużej mierze zależy częstotliwość karania i nagradzania.

W niektórych rodzinach panuje surowa atmosfera wychowawcza: dzieci są często karane, a rzadko chwalone. W innych odwrotnie, dzieci się chwali, a rzadko karze. Ja miałam bardzo tolerancyjnego ojca, który w ogóle mnie nie karał, jeśli chodzi o wyniki w nauce, był natomiast bardzo czuły na to, kiedy wracam do domu. Obawiał się o moje bezpieczeństwo, gdyż jako mała dziewczynka zgubiłam się w dużym mieście podczas wakacji. To doświadczenie spowodowało, że chciał mnie bez przerwy kontrolować. Wyznaczał mi dokładną drogę ze szkoły do domu i kiedy nie było mnie na czas, bardzo się martwił. To spowodowało mój brak orientacji w otoczeniu. Wracałam do domu stale tą samą drogą i nie uczyłam się poruszać w mieście, w którym żyłam. W rezultacie bardzo słabo znam swoje rodzinne miasto i często muszę się mocno „nagimnastykować”, aby dotrzeć gdzieś na czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz