środa, 12 września 2012

Skutki nadopiekuńczości (2)

Zdarza się, że dziecko nadopiekuńczej matki podejmuje próby samodzielności. Często jednak kończy się to jego porażką, gdyż nie trenowało tej umiejętności. Jest upośledzone społecznie, bezradne, nie potrafi budować partnerskich relacji. Jest kaleką psychiczną z rozwarstwioną tożsamością i zaburzoną samooceną.

Jeśli dziecku udaje się częściowo „uciec” spod opiekuńczych skrzydeł matki, to może dojść do tzw. „podwójnego życia”. W takiej sytuacji dziecko w domu zachowuje postawę uległości wobec matki, jest posłuszne i spełnia jej życzenia, a poza domem realizuje swoje potrzeby związane z komunikacją społeczną. Dziecko zmaga się z rozszczepieniem na poziomie tożsamości, wartości, zarówno wobec matki, jak i rówieśników. Uczy się manipulacji, strategii działania opartej na kłamstwie i wzmacnianiu egocentryzmu umożliwiającego realizację własnych korzyści. Jest prawdopodobne, że ten mechanizm zostanie przeniesiony w dorosłe życie w jego rodzinie.

Podczas jednego ze szkoleń, gdy uczyliśmy asertywności, jedna z uczestniczek ze łzami w oczach opowiedziała nam o swoim problemie z matką. Obie kobiety mieszkają naprzeciwko siebie, więc matka zawsze wie, że córka wróciła do domu (zapalone światło). Natychmiast dzwoni i prosi ją o odwiedziny. Dla matki nie ma znaczenia, czy córka ma coś do zrobienia, czy jest zmęczona – nieważne: Musisz mi córeczko opowiedzieć, co u ciebie. Na wszelkie próby odmowy reaguje albo obrażeniem się, albo manipulacją: Już mnie nie kochasz! No tak, mogę tu się przewrócić i umrzeć, a ty nawet nie będziesz o tym wiedziała! Ty nigdy nie masz dla mnie czasu! Zapominasz o starej matce, moje życie nie ma dla ciebie znaczenia! I temu podobne teksty. Biedna kobieta, ofiara nadopiekuńczości, żeby ukryć, że wróciła do domu, NIE WŁĄCZAŁA ŚWIATŁA!

Nadopiekuńczość to jeden z najtragiczniejszych paradoksów, jaki można sobie wyobrazić w świecie natury: kierując się miłością, chcąc jak najlepiej dla dziecka matka robi mu krzywdę. W dodatku sama nie jest w stanie wyjść z tego patologicznego kręgu. Bezwzględnie potrzebuje pomocy z zewnątrz, aby nauczyć się pozycji dysocjacji, która dopiero stwarza możliwość analizy przyczynowo-skutkowej, czyli analizy konsekwencji swoich działań. Trzeba koniecznie dodać, że uświadomienie sobie tych konsekwencji jest prawdziwym dramatem matki, która zaczyna rozumieć tragizm swoich działań dyktowanych „miłością”. Wtedy najpierw potrzebna jest głęboka praca z matką („wyprostowanie” modelu roli rodzica w rozwoju dziecka, uwolnienie z poczucia winy za krzywdy wyrządzone dziecku…), a potem z dzieckiem, które potrzebuje przejść wszystkie wcześniejsze fazy socjalizacji w swoim rozwoju (uniezależnienie emocjonalne, samodzielność, odpowiedzialność, relacje rówieśnicze…).

Nadopiekuńcze matki walcząc o utrzymanie własnego sensu życia, którym jest dalsza kontrola nad życiem dziecka, potrafią zniechęcać je do podejmowania życiowych wyborów związanych z opuszczeniem domu. Są nieobliczane w swej manipulacji emocjonalnej używając poczucia winy, czyniąc z dziecka ofiarę własnych interesów. Potrafią konsekwentnie wkraczać we wszystkie decyzje zagrażającej ich obecności w jego życiu. Czy nie jest to paradoks miłości - miłość, z założenia nastawienie na dziecko, kontra egoizm wywołany lękiem przed odrzuceniem, skierowany przeciwko niemu?

Nadopiekuńczość wyzwala więc kolejny dylemat dziecka: partner czy matka? To trudny wybór dla dziecka wychowywanego w nadopiekuńczym modelu. Często ta decyzja przerasta dziecko i kończy się rozstaniem z ukochaną osobą i życiem z matką w poczuciu krzywdy, niesprawiedliwości i niepotrzebnego poświecenia.

Nadopiekuńczość w ocenie obserwatorów traktowana jest jako łagodna forma krzywdzenia dziecka, a czasem nawet jako przejaw miłości mający zabarwienie pozytywne. Jest bagatelizowana i najczęściej pozostawiona bez pomocy specjalisty. Dzieje się tak dlatego, że środowisko nadopiekuńczego domu jest hermetyczne, ma tendencję do zamykania się przed światem i ingerencją otoczenia, jako zracjonalizowaną obawą o zły wpływ. Dlatego bardzo istotna jest rola osób obserwujących ten proces w rodzinie, bez względu na więzi łączące je z takim patologicznym środowiskiem. Osobom z zewnątrz łatwiej dostrzec te zaburzone relacje. To może być na przykład nauczyciel, który dostrzega nietypowe zachowania dziecka wychowywanego w takim domu. To może przyjaciel rodziny, sąsiadka lub nawet koleżanka z pracy. Zapewniam Was, że będzie to największy prezent, jaki można podarować tej rodzinie. To przerwanie patologicznego kręgu i ratunek dla wielu pokoleń… Im wcześniej zostanie zdiagnozowane taka nieprawidłowa relacja matka-dziecko, tym lepsze rokowanie i rezultaty terapii.

5 komentarzy:

  1. nadal niejasna jest nadopiekuńczość, patrząc na to z boku...

    OdpowiedzUsuń
  2. Napisz proszę, co konkretnie masz na myśli? Czy chodzi o mój opis?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przerwanie patologicznego kręgu jest wielkim wyzwaniem.. Tym bardziej, że dotyczy wielu pokoleń - ma już swoją "tradycję".. Jest niemal "uświęconym modelem" rodzinnym, a Ci (lub ten), którzy się doń nie stosują są usuwani, w imię "ochrony wartości"...
    Smutne jest w tym to, że "patologia" kieruje się swoimi prawami i za nic ma zasady, na jakie powołują się choćby psychologowie..
    Co zrobić, kiedy "rodzina" uznaje takie zdanie z boku, jako nieuprawnioną "ingerencję w jej wewnętrzne sprawy"?

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak się zastanawiam - czy doczekam się odpowiedzi na zadane przeze mnie pytanie?

    OdpowiedzUsuń